Oto przykład skrajnego lekceważenia powszechnie obowiązujących przepisów ruchu drogowego.
Nie ma wątpliwości, że to nie był dobry skrót. Kierowca Lancii chciał najpewniej zaoszczędzić czas, co mogło sprowokować go do tego absurdalnego pomysłu. Do zdarzenia doszło w Warszawie przy ulicy Mechaników.
Mężczyzna wyjechał z drogi podporządkowanej, przeciął pierwszą jezdnię, a następnie wjechał na strefę do lewoskrętu i zawracania. Warto podkreślić, że nawet na moment nie zwolnił, by sprawdzić, czy nic się nie zbliża. I to był największy błąd ze wszystkich popełnionych.
To nie był dobry skrót – zaowocował zderzeniem
Na lewym pasie znajdował się rozpędzony samochód. W pewnym momencie oba auta znalazły się na kursie kolizyjnym. Odległości między nimi były na tyle skromne, że nie było czasu na skuteczną reakcję, która mogłaby zapobiec poważnym konsekwencjom.
Zobacz także: Kolizja na skrzyżowaniu – współwina kierowców?
Niestety, doszło do poważnego zderzenia. Szczęście w nieszczęściu, że na przejściu nie znajdował się żaden pieszy. Kierowcy wyszli z samochodów o własnych siłach i skończyli z powierzchownymi obrażeniami, które nie zagrażały ich życiu.
Sprawca przekonał się, że to nie był dobry skrót. Sam pomysł wydawał się skrajnie głupi jeszcze przed jego wykonaniem. Żaden posiadacz uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych nie powinien postępować tak lekkomyślnie.
Zobacz także: Kolizja na rondzie. Kto zawinił w tej sytuacji? (wideo)
Kierowca Lancii jechał po prąd, przeciął linię ciągłą, wymusił pierwszeństwo i doprowadził do wypadku. Wszystko zostało nagrane dzięki kamerze umieszczonej w samochodzie świadka. Podejrzewamy, że konsekwencje tego zdarzenia są znacznie poważniejsze, niż rozbite samochody. Sprawca mógł dostać naprawdę surową karę – nawet taką, która przewyższa wartość jego pojazdu.