Nietrudno odnieść wrażenie, że plany polityczne i cała rewolucja przemysłu motoryzacyjnego nie idzie w parze z tempem rozwoju istotnych technologii.
Mówiąc wprost, ciężko jest dziś zastąpić samochód spalinowy lub hybrydowy. Są to po prostu znacznie bardziej wszechstronne układ, których komfort użytkowania jest większy. Zimowe akumulatory mają jednak poprawić sytuację elektryków.
Nie od dziś wiadomo, że auta na prąd mają duże kłopoty przy ujemnych temperaturach. Wszystko za sprawą kiepskiego poziomu odporności, co przekłada się na ograniczenie zasięgu napędu akumulatorowego.
W sieci krąży już mnóstwo nagrań ujawniających ślimaczą jazdę bez ogrzewania – żeby tylko dotrzeć do ładowarki. To kolejny dowód na to, że usuwanie aut o napędzie konwencjonalnym jest błędem.
Znacznie lepszym rozwiązaniem jest pozostawienie ich na rynku. To przyspieszy tempo rozwoju nowych układów, ponieważ zostanie zachowana „zdrowa” konkurencja. Gdy te staną się rzeczywiście lepsze, klienci sami je wybiorą – bez zachęt, dopłat i ekologicznego lobby.
Zimowe akumulatory to dobry krok
Firma SK On zaprezentowała swój nowy produktu podczas targów InterBattery 2024, które odbyły się w Seulu (Korea Południowa). Choć nie wszyscy Europejczycy znają to przedsiębiorstwo, jest to jeden z potentatów branży.
Zimowe akumulatory Winter Pro LFP mają ograniczać straty wynikające z warunków termicznych. Zwykłe akumulatory żelazowo-litowo-fosforanowe przy -20 stopniach Celsjusza mogą mieć zasięg mniejszy o 50, a nawet 70 procent.
Tymczasem te nowe poprawiają wydajność o 16 procent i zmniejszają tempo rozładowywania o 10 procent w porównaniu do dotychczasowych konstrukcji LFP. To wciąż nie są wyniki zasługujące na miano rewolucji, ale warto odnotować, że Azjaci robią jakieś postępy.
SK On zaprezentowało także nowe akumulatory Advanced SF i SF+, które opierają się na konstrukcji o gęstości energii zwiększonej o 9 procent. Dzięki tej technologii, czas ładowania przeciętnego akumulatora ma zostać skrócony o nawet 15 minut.
>Złote baterie od Chińczyków. Zasięg 500 km w 15 minut
Pozostaje wierzyć, że za kilka lat uda się uzyskać tempo tankowania paliwa – to byłby prawdziwy przełom. Jeżeli jednocześnie ceny samochodów elektrycznych dotarłyby do cen aut spalinowych (a nie na odwrót), to moglibyśmy mówić o znacznie większym tempie przekonywania klientów.
Zaznaczy jednak, że nie ma czegoś takiego, jak pojazd przyjazny dla środowiska. Każdy zużywa energię (bez względu na jej pochodzenia), a jego produkcja jest szkodliwa dla planety. Modele elektryczne dodatkowo są ciężkie, dlatego zużywają szybciej ogumienie i nierzadko klocki hamulcowe (chyba że ktoś inteligentnie hamuje silnikiem).