Trzeci wyścig tegorocznego sezonu F1 przeszedł do historii. Wszyscy spodziewali się dominacji Verstappena, ale doszło do niespodziewanych zwrotów akcji.
Niektórzy przewidywali, że Grand Prix Australii 2024 będzie „procesją” – od startu do mety. Okazało się jednak bardziej emocjonujące. Wystarczy zaznaczyć, że na podium nie było ani Mercedesa, ani Red Bulla.
Zacznijmy od tych, którzy mieli pecha. Wśród nich był lider mistrzostw, który już w chwili startu musiał walczyć ze swoją maszyną. Szybko okazało się, że hamulce w jego bolidzie przegrzewają się w wyraźnym stopniu, co ostatecznie doprowadziło do awarii i zmusiło go do wycofania z rywalizacji.
Niepocieszony był także Lewis Hamilton. Brytyjczyk miał niezłą strategię (zaczynał na miękkiej mieszance) i mógł przebijać się do czołówki. Niestety, silnik w jego samochodzie po prostu „padł” i wyeliminował go z wyścigu.
Trzecim i ostatnim, który nie dojechał był George Russell, który stracił panowanie nad bolidem i uderzył w bandy. Winę za to zdarzenie zrzucono na Fernando Alonso, który zwolnił w zakręcie. Hiszpan otrzymał karę pod postacią 20 sekund. Oprócz tego, na jego konto trafiły 3 punkty karne. Fani F1 są podzieleni w tej sprawie. Część z nich uważa, że Alonso nie zawinił, a Russell miał czas na lepszą reakcję bo dojeżdżał do swojego przeciwnika, a „nie siedział mu cały czas na zderzaku”.
Grand Prix Australii 2024 – wyniki
Największym szczęśliwcem okazał się Carlos Sainz, który 16 dni po operacji wycięcia wyrostka robaczkowego wygrał wyścig. Reprezentant Ferrari pokazał wyższość nad swoim kolegą z zespołu i uniknął błędów. To był kolejny świetny występ, który z pewnością pomoże mu znaleźć nowego, dobrego pracodawcę.
Drugie miejsce zajął Charles Leclerc. Monakijczyk przyznał, że Sainz był dziś od niego po prostu lepszy. Tym samym Ferrari zdobyło dwa podwójne miejsca i zbliżyło się do Red Bulla. Analitycy uważają, że nawet jeśli Verstappen nie miałby problemów z hamulcami, to kierowcy Ferrari mieli tempo, by z nim walczyć. Oby tak było w kolejnych wyścigach.
Na trzecim miejscu znalazł się Lando Norris. Czwartą lokatę zdobył natomiast Oscar Piastri. Obaj potwierdzili dobrą dyspozycję i progres McLarena. Zespół jednak był zaskoczony swoją pozycją. Spodziewali się, że będą nieco dalej w stawce – za trzema topowymi zespołami, ale może przed Astonem Martinem. Piątkę dopełnił Sergio Perez, który pokazuje, że najlepszy bolid nie gwarantuje pełni sukcesu. Red Bull wciąż ma ból głowy z wyborem „drugiego kierowcy” na kolejne sezony.
Wspomniany już Fernando Alonso dojechał na metę jako szósty, ale po otrzymaniu kary spadł na ósmą pozycję. Tym samym wyprzedził go Lance Stroll. Bardzo dobry wyścig zanotował Yuki Tsunoda, który ostatecznie (po karze dla Hiszpana) został sklasyfikowany jako siódmy.
>Hulkenberg zmieni zespół? Nieoczywisty kierunek
Ku zaskoczeniu wielu, kierowcy Haasa dotarli na dwóch ostatnich punktowanych pozycjach. To pokazuje, że tegoroczny bolid daje szanse na punkty, gdy któryś z 10 kierowców topowych zespołów ma problemy.
Alex Albon był pierwszym, który nie otrzymał punktów, mimo że trzech kierowców z czołówki wypadło z rywalizacji. Williams ma problem z drugim bolidem i niewykluczone, że kolega Alexa będzie miał dłuższą pauzę. Do kolejnego wyścigu pozostały niecałe dwa tygodnie.
Wśród największych przegranych Grand Prix Australii 2024 są Sauber i Alpine. Pierwsi wciąż mają problemy operacyjne (nawet z nakrętkami sobie nie radzą, za co dostali karę), a drugim brakuje tempa. Kłopoty ma także Daniel Ricciardo, który szuka przyczyny wyraźnej straty do kolegi z zespołu – gdzieś już to widzieliśmy…