w

Niemiecki minister transportu nie chce cła na chińskie auta elektryczne. To już nawet nie jest śmieszne

Cło na chińskie auta elektryczne
Niemiecki minister transportu nie chce cła na chińskie auta elektryczne. To już nawet nie jest śmieszne

Polityka Niemiec bywa sprzeczna z polskim interesem, co oczywiście można dostrzec na różnych płaszczyznach.

Zazwyczaj jednak chodzi o zabezpieczenie własnego państwa, co nie dziwi. Tym razem jednak trudno znaleźć logiczne uzasadnienie takiej postawy. Głównym bohaterem tej historii jest niemiecki minister transportu, Volker Wissing.

Swobodne podejście do rzeczywistości nie musi być niczym kontrowersyjnym, ale warto mieć świadomość zagrożeń, jakie niosą za sobą pewne poglądy. W tym przypadku chodzi o samochody elektryczne.

Dopiero co pisaliśmy o planie złagodzenia norm Euro 7, a już pojawiają się pewne kontrowersje. Zacznijmy od tego, że zmiany w przemyśle motoryzacyjnym, które wręcz nakazują producentom tworzenie aut elektrycznych są tak naprawdę na korzyść nowym, chińskim firmom.

Skąd ten wniosek? Chiny mają łatwiejszy dostęp do cennych surowców niezbędnych do produkcji baterii. Do tego, dysponują tanią siłą roboczą. Wystarczy dodać, że kilkadziesiąt (tak, kilkadziesiąt) tamtejszych marek samochodowych ma mniej, niż 10 lat. Rewolucja przemysłu i wniesienie na piedestał produkcji aut elektrycznych to ułatwienie Chinom ekspansji Europy w kolejnej branży. Tym razem niezwykle istotnej gospodarczo.

>58 procent chińskich marek ma mniej, niż 10 lat. Ekspansja samochodowa dopiero się zaczyna

I tu dochodzimy do kluczowego wątku. Skoro chińskie marki oferują tańsze samochody, to po co kupować te europejskie? Wbrew pozorom, powinniśmy zastanowić się, jakie konsekwencje może przynieść rezygnacja z produktów marek ze Starego Kontynentu.

Jeżeli chińskie marki zdobędą popularność, to te europejskie stracą klientów. Będą więc podnosić ceny, ciąć koszty, a w dalszej perspektywie – zmierzać ku końcowi. W przyszłości mogą ogłosić bankructwo, co doprowadzi do problemów gospodarczych i licznych zwolnień. Mówimy tu o setkach tysięcy miejsc pracy.

Niemiecki minister i chiński interes

Tymczasem niemiecki minister transportu twierdzi, że producenci samochodów z Europy powinni skupić się na konkurencyjności swoich ofert. To zadziwiające, jak łatwo padają takie słowa w tych okolicznościach. Uwarunkowania prawne nie są przecież tajemnicą. Każdy wie, że Unia Europejska jest bardzo restrykcyjna. Koszty życia stale wzrastają, a niektóre duże firmy lokalne mają naprawdę poważne problemy finansowe.

Warto podkreślić, że Komisja Europejska wszczęła dochodzenie w sprawie pojazdów elektrycznych z Chin w związku z otrzymywanymi dotacjami. Minister Volker Wissing błyskawicznie zareagował odrzucając możliwość egzekwowania karnych ceł.

Niemiecki minister transportu
Zeekr 001 FR to jeden z tych samochodów, który udowadnia, że Chiny dogoniły już europejski przemysł motoryzacyjny, a wkrótce mogą go zdominować

W rozmowie dla niemieckich mediów stwierdził, że: „W zasadzie nie myślę o wznoszeniu barier rynkowych. Musimy mieć pewność, że produkujemy nasze pojazdy elektryczne w sposób konkurencyjny”. Z kolei Reuters podał, że chińskie marki zmniejszają ceny o blisko 20 procent. Trudno więc nie czuć zagrożenia.

Podniesienie tematu cła wywołało w Chinach oburzenie. Według tamtejszych urzędników jest to próba zakłócenia działania światowego przemysłu motoryzacyjnego. To oczywista reakcja, bo Chińczycy chronią swoje interesy nie zważając na kłopoty Europy.

Niektóre kraje nie są jednak tak optymistycznie nastawione do chińskiej ekspansji. Francja stara się zabezpieczać swój przemysł poprzez wdrażanie nowych zasad, które mają uwzględniać klasyfikowanie pojazdów elektrycznych, wielkość dotacji i rodzaje energii wykorzystywanej podczas produkcji.

Dziś jeszcze nie wszyscy zdają sobie sprawę z konsekwencji, ponieważ udział chińskich marek w Europie jest niewielki. Problem w tym, że błyskawicznie wzrasta przy jednoczesnym rozwoju technologii.

Jeżeli władze Unii Europejskiej nie zabezpieczą interesu lokalnych producentów, to wkrótce ich nie będzie. Wbrew pozorom, nie mówimy o kilku dekadach. Przypomnijmy, że zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych w UE jest przewidziany na 2035 rok. Chiny już zacierają ręce, a ekologiczne lobby myśli (albo udaje), że wszystko idzie ku dobremu. Lekkomyślność polityczna na Starym Kontynencie zaczyna dziwić coraz bardziej.

Avatar photo

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

RAM 5500 Camper

Turystyczny pick-up dla wybrednych. Ogromny diesel pasuje idealnie

Nissan Versa 2023

Sedan Nissana, którego brakuje w Polsce. Jest tani jak mała Dacia