Topowy samochód producenta z Ingolstadt wkrótce przejdźcie na zasłużoną emeryturę. Ma za sobą genialną karierę, której następca z pewnością nie powtórzy.
Audi R8 to jedno z najfajniejszych sportowych coupe na rynku. Dlaczego? Świetnie wygląda, ma genialne osiągi i oferuje względny komfort. Ten ostatni umożliwia codzienną eksploatację, co nie jest takie oczywiste w tej klasie.
Druga generacja została pokazana w Genewie w 2015 roku. Minęła już niemal dekada, a i tak ten pojazd prezentuje się znakomicie. Fakt, są już nowocześniejsze karoserie na rynku, ale dzięki dobrym proporcjom, muskularnym błotnikom i ładnym elementom oświetlenia, R8 wciąż nie ma czego się wstydzić.
Przypomnijmy, że flagowiec niemieckiej marki występował w dwóch wersjach nadwoziowych: coupe i roadster. Z oczywistych powodów, ta pierwsza odmiana cieszyła się większą popularnością. Ta druga może jednak z czasem szybciej zyskiwać na wartości.
Jeżeli chodzi o gabaryty, to prezentowane Audi wpisuje się w sportowy segment D. Ma 4420 milimetrów długości, 1940 milimetry szerokości i 1240 milimetrów wysokości. To wszystko przy rozstawie osi wynoszącym 2650 milimetrów i masie na poziomie 1,5 tony. R8 jest więc nieco mniejsze, niż Porsche 911 czy Ferrari 488 GTB.
Audi R8 odchodzi wraz z V10
Początkowo zakładano, że produkcja tego modelu potrwa do końca 2023 roku. Władze zmieniły jednak zdanie, co mogło mieć związek z popytem. Linie montażowe w niemieckiej fabryce będą więc pracowały do końca marca.
To niezwykle przykre, że Audi R8 nie doczeka się spalinowego następcy – przynajmniej takie są aktualne założenia. Aktualne wydanie skrywa jednostkę V10 o pojemności 5,2 litra, która w najmocniejszym, seryjnym wydaniu oddaje do dyspozycji 610 koni mechanicznych.
>Toyota GR Yaris za 400 tysięcy złotych. To nie żart, tylko regularna cena
Żaden model elektryczny nie zapewni tych samych emocji. I głośniki imitujące dźwięki benzynowego silnika niczego tu nie zmienią. Niestety, głupota polityków i działania ekologicznego lobby wpychają producentów w rzekomo „zielone sidła”.
Nie można mieć złudzeń. Sportowy samochód elektryczny, który ma 600-1000 koni mechanicznych, waży ponad dwie tony i zużywa mnóstwo prądu, nie jest przyjazny dla środowiska. Koniec, kropka. Pozostaje więc mieć nadzieję, że ktoś zatrzyma to szaleństwo.