Przemysł motoryzacyjny przechodzi rewolucję, która może okazać się mało istotna dla planety, a bardzo kosztowna dla Europejczyków.
W tym całym „zielonym szaleństwie” pominięto istotę problemu. Wielki i ciężki SUV na baterie, który ma 500 koni mechanicznych nie jest przyjazny dla środowiska. Koniec, kropka. Jeżeli rzeczywiście zamierzamy mniej szkodzić tej planecie, to powinniśmy bliżej poznać to interesujące, fabryczne auto elektryczne za 21 tysięcy złotych.
Wbrew pozorom, ten pojazd ma sens na wielu poziomach, choć niektórzy mogą z góry uznać, że to kontrowersyjna teza. Zacznijmy od tego, że projekt bazuje na popularnym, miejskim modelu francuskiej marki. Mówiąc wprost, nie jest to żaden wątpliwy twór z Dalekiego Wschodu.
Skąd więc tak niska cena? No cóż, to nie jest nowy samochód. Tak naprawdę pochodzi z 1999 roku i od tego momentu znajdował się w rękach jednego właściciela, co należy uznać za rzadkość. Przed Państwem Citroen Saxo Electrique.
Większość fanów motoryzacji może nie pamiętać tego auta. I trudno się dziwić. Ze względu na mało popularny układ napędowy, nie zdobyło serc wielu klientów. Zupełnie inna historia dotyczy wersji spalinowej, która cieszyła się dużym wzięciem – także w Polsce.
Citroen Saxo Electrique
Nawet po blisko trzech dekadach od debiutu tego modelu, jego sylwetka wciąż wygląda dobrze. Szkoda, że producenci postawili na „pompowanie” każdego nadwozia. Ówczesne modele należące do segmentu B znacznie lepiej nadawały się do miasta ze względu na skromne gabaryty.
Odmiana Electrique wygląda praktycznie tak samo, jak te konwencjonalne. Różnicę stanowi jedynie gniazdo ładowania, które znalazło się na przednim błotniku. Krótko mówiąc, Francuzi już wtedy wiedzieli, że dziwna karoseria nie musi być częścią napędowej rewolucji.
>Toyota twierdzi, że auta elektryczne mogą przynieść złe skutki dla planety
Najciekawszy jest napęd, który opiera się na jednostce elektrycznej o mocy 27 koni mechanicznych. Nie jest to porażająca wartość, ale auto waży zaledwie 1095 kilogramów, dlatego radzi sobie z przyspieszaniem. Po upływie niemal ćwierćwiecza od wyjechania na drogi i przebycia 72 721 kilometrów, akumulator trakcyjny pozwala pokonać 60 kilometrów.
Warto dodać, że oryginalne dane techniczne sugerowały zasięg na poziomie 90 kilometrów. Jak na tak duży upływ czasu i normalną eksploatację, dzisiejszy rezultat nie wydaje się zły. Jeśli ktoś jeździ tylko „wokół komina”, to może mu wystarczyć.
Najciekawszym i zarazem najdziwniejszym rozwiązaniem tego układu jest system przypominający Webasto, czyli ogrzewanie postojowe – w tym przypadku z 12-litrowym zbiornikiem na paliwo. Jego zadaniem jest zasilanie klimatyzacji oraz ogrzewania. W ten sposób oszczędzano energię zarezerwowaną dla napędu.
Fabryczne auto elektryczne za małe pieniądze
Samochód wydaje się bardzo zadbany. Został wystawiony na sprzedaż, dlatego można go znaleźć na dwóch znanych portalach aukcyjnych: Mobile.de oraz eBay. Cena wywoławcza to 4850 euro, co przy aktualnym kursie (4,32) oznacza wydatek 20 952 złotych. Warto dodać, ze to jedna z 5500 sztuk, które zostały wyprodukowane.
Dlaczego to fabryczne auto elektryczne wydaje się całkiem rozsądne? Po pierwsze, już udowodniło, że jest trwałe. Po drugie, nie ma dużej mocy i jest lekkie, co oznacza, że potrzebuje mało energii, by się rozpędzać. Po trzecie, kosztuje niewiele. Po czwarte, nie udaje, że nadaje się na długie dystanse. Po piąte, nie zachęca do szybkiej jazdy, bo jest wolne. Po szóste, jest małe, więc idealnie sprawdza się w mieście.
Z pewnością prędzej zainteresuje kolekcjonera, niż śmiałego użytkownika aut na prąd, ale ta koncepcja jest naprawdę godna zastanowienia. Jeśli pojazd ma być mniej szkodliwy dla środowiska, powinien być niezawodny, lekki, tani, prosty i zużywać mało energii – bez względu na jej pochodzenie.
Przemysł motoryzacyjny idzie jednak w inną stronę, co jest efektem działań ekologicznego lobby i decyzji polityków. Pod „zielonym płaszczykiem” sprzedawane są drogie, przesadnie mocne, skomplikowane i „energożerne” modele, które tak naprawdę nie mają niczego wspólnego z ochroną środowiska.
Po wywoławczej brałbym.
no i ma takiego elektryka chętnie zdecydowałbym się ewentualnie może warto byłoby podmienić Aku ołowiowe na litowe przy utrzymaniu zasięgu 100km ważyłby pewnie 1/4tego co oryginalne. jeszcze ciekawszym kandydatem do przeróbki byłby zapomniany już citroen ax. całkowite przeciwieństwo anty ekologicznych hybrydowych lub elektrycznych suwów o masie własnej ponad 2000kg
AX też był w tej wersji. Retrofit na li-ion jest bardzo popularny. W ogóle dużo ludzi jeszcze tym jeździ na codzień
A ja bym tym nie jeździł. Za mały dla mnie (190 cm). Na dodatek przestarzałe systemy bezpieczeństwa, albo ich brak. Nie nie nie.
oczywiście możesz jeździć autem za 200000 przecież nikt nie broni
Zobacz to: https://youtu.be/Z-3CkAb14iQ?si=9F_7pztLLjeXzDGE
To auto jeździ na co dzień już ponad 5 lat.
w Chinach produkuje się dużo aut które są bardzo dobrej cenie. małe zwinne auta którym zasięgiem jest do 120 km a cena nie przekracza 23 000 zł takie małe auta powinny być u nas tylko do celów miejskich pojechać do pracy zawieźć dzieci do przedszkola czy do kościoła a w weekend wypadł za miasto na działkę można załadować go z gniazdka 220 v.niestety u nas cały czas proponuje się drogie auta które mają bezsensowną ilość mocy niepotrzebną nie wykorzystywaną są ciężkie duże i nieporadne w dużym mieście i kosztują bezsensownie dużo pieniędzy
W tym artykule autor w kilku słowach podsumował szaleństwo obecnych pseudo ekologicznych działań. Świat można uratować tylko autami wielkości pierwszej Toyoty Yaris, a nie Teslami. Brawo Wojciech Krzemiński.
oczywiscie, tylko małe lekkie auta do miasta, a suwy niech parkują na przedmieściach