W niektórych afrykańskich państwach trudno mówić o rozwiniętym przemyśle motoryzacyjnym. To jednak nie oznacza, że nie ma tam młodych pasjonatów.
Świetnym tego przykładem jest Ghana. Choć to jeden z bardziej cywilizowanych krajów tamtego kontynentu, trudno mówić o bogactwie. Tamtejsze społeczeństwo musi więc często improwizować jeszcze bardziej, niż Polacy w czasach PRL-u.
Ma to swoje zalety. Ograniczenia finansowe są ogromne, ale te prawne, w kontekście samochodowym, należą do mniej restrykcyjnych. Właśnie dlatego po drogach jeżdżą przeróżne twory, które w Europie nigdy nie zostałyby dopuszczone do ruchu, nie mówiąc już o przejściu obowiązkowego przeglądu.
Własnoręcznie zrobione auto za 200 dolarów
Ten nastolatek z Ghany postanowił wykorzystać tę mało optymistyczną sytuację. Wykorzystał własną wyobraźnię i… to, co akurat udało się zdobyć. Efektem tego jest auto, które z pewnością należy uznać za wyjątkowe – na pewno nigdy nie spotkacie drugiego identycznego egzemplarza…
Choć jego design nie zapowiada fajerwerków i budzi delikatne zdziwienie wymieszane z politowaniem, to należy dodać, że w tym projekcie widać kawał serducha. Zacznijmy od tego, że Kevin nie miał dostępu do żadnych profesjonalnych części oraz narzędzi.
Materiały, z których powstał ten niezwykle oryginalny pojazd były tak naprawdę skrawkami i śmieciami pozostałymi po produkcji pojemników i kontenerów. Potrzeba więc było sporej kreatywności, a także umiejętności, by uzyskać odpowiednie kształty.
Ciekawa mieszanka
Warto dodać, że to swego rodzaju połączenie motocykla z samochodem. Silnik pochodzi bowiem z jednośladu. Tak, w Polsce też powstawały takie „nietypowe hybrydy” i to w fabrykach! Przykładem może słynny Mikrus MR-300 z połączonymi silnikami od WSK.
Ten afrykański sprzęt nie jest może wyjątkowo szybki, ale ma skrzydlate drzwi, dlatego jego siła tkwi w innym miejscu… Młody inżynier poświęcił na wykonanie wszystkiego aż 3 lata. Zdarzało się, że pomagali mu znajomi, co z pewnością było fajną zabawą.
Gdy udało się pokonać pierwsze metry, jego mama nie była specjalnie zadowolona – wręcz przeciwnie, bała się. Również z powodów ekonomicznych. Teraz jednak widzi w tym sens i… zadowolenie syna, który ma na twarzy wypisaną satysfakcję. W ten sposób chce także zmotywować innych do działania. Takie historie lubimy najbardziej.