Posiadanie samochodu na prąd wykorzystującego technologię opartą na bateriach wiąże się z charakterystycznym sposobem użytkowania.
Właściciel auta elektrycznego tego rodzaju musi zdawać sobie sprawę, że konieczne jest ładowanie. Niby jest to oczywiste, ale łatwo o tym zapomnieć poruszając się po własnym podwórku. Krótko mówiąc, kabel na nawierzchni może nie zostać zauważony.
Podczas tankowania wkłada się końcówkę dystrybutora do wlewu paliwa, a po maksymalnie paru minutach odkłada ją na pierwotne miejsce, bo cały proces zostaje zakończony. W przypadku „elektryków” nie ma mowy o tak szybkim działaniu. Kabel musi być podpięty znacznie dłużej, jeżeli kierowca chce wyraźnie zwiększyć zasięg swojego pojazdu.
Właściciel auta elektrycznego i kable
To oczywiście oznacza, że przewód biegnący ze źródła energii (domowego gniazdka, wallboxa lub dedykowanej stacji ładowania) do auta znajduje się między jednym a drugim. Ktoś, kto zamierza tędy przejść, musi pamiętać o tym, by podnieść nogi.
Niestety, ten mężczyzna najpewniej o tym zapomniał. Potknął się o kabel podpięty do gniazdka samochodu i wywrócił na kostkę brukową. Jednocześnie uderzył swoim ciałem w zaparkowaną obok Mazdę – na szczęście brzuchem, a nie głową.
Jak można wywnioskować po wydawanych przez niego odgłosach, musiało to boleć. Upadek na twardą nawierzchnię może zakończyć się bardzo poważnymi konsekwencjami, dlatego zawsze należy chronić głowę.
>Indukcyjne ładowanie podczas jazdy. Fiat testuje innowacyjne rozwiązanie!
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie potknął się o jakiś przewód. W domu to częste zjawisko, ale w przypadku aut dopiero „rozkwita”. Krótko mówiąc, będzie dochodzić częściej do takich zdarzeń.
Pytanie, czy poskutkują one uszkodzeniem gniazd ładowania albo jakimiś poważniejszymi konsekwencjami. Mamy nadzieję, że inżynierowie przewidzieli takie problemy i raczej uda się uniknąć tych najgorszych następstw. Niby prozaiczna rzecz, a może odbić się dużymi kosztami lub nawet uszczerbkiem na zdrowiu. Trzeba więc patrzyć pod nogi.