Niektórzy ludzie nie mają na tyle rozwiniętej wyobraźni, by zdawać sobie sprawę z zagrożeń nieoczywistych.
Wydaje się, że ta historia może być tego przykładem. Pewna kobieta chciała nagrać drift na lodzie. Można podejrzewać, że kierowca, który ją o to poprosił był jej kolegą lub partnerem. W innym przypadku raczej nie zaufałaby innemu człowiekowi bez jakiegokolwiek przemyślenia na temat potencjalnych konsekwencji.
Gdy kierowca wprowadził auto w poślizg, stracił nad nim kontrolę. Tak śliskie podłoże nie dawało żadnych możliwości skorygowania toru jazdy. W konsekwencji auto przemieszczało się tam bez jakiegokolwiek wpływu kierowcy.
Nieudany drift na lodzie
Szybko okazało się, że nagrywająca znajduje się na kursie kolizyjnym ze wspomnianym samochodem. Kobieta miała kilka sekund na reakcję. Biorąc pod uwagę kiepską przyczepność (nawet w butach), próba ucieczki była stratą czasu. Nie zdążyłaby, a niewykluczone, że doszłoby do wywrócenia, co mogłoby skończyć się przejechaniem.

Kobieta nie zrobiła jednak nic. Po prostu stała i krzyczała. Instynkt samozachowawczy nie zadziałał, co w chwilach paniki niestety się zdarza. Nagranie kończy się w momencie zderzenia. Kobieta na pewno została potrącona, ale raczej nie wpadła pod koła.
Co powinno się zrobić na jej miejscu? Była na wysokości maski, dlatego najlepszym rozwiązaniem pozostawało wskoczenie na maskę. Uniesienie nóg do góry zniwelowałoby energię uderzenia. a kobieta zminimalizowałaby ryzyko przejechania po sobie. Nieudany drift na lodzie jest kolejnym dowodem na to, że takie „treningi” i popisy powinny być realizowane w przystosowanych do tego warunkach, a nie na dziko z narażaniem nieświadomych ludzi.