Do zdarzenia doszło 2 czerwca na fragmencie drogi ekspresowej S17 w okolicach węzła Górzno.
Chyba każdy pamięta słynne nagranie pod tytułem: „miota nim jak szatan”. Był to także cytat, który stanowił mocno emocjonalny komentarz odnoszący się do samochodu z przyczepą. Kierowca zestawu miał problem z jego opanowaniem aż w końcu doszło do wypadku. W tym przypadku początek był taki sam, ale zakończenie – znacznie szczęśliwsze.
Kierowcy jadący za głównym bohaterem przewidzieli jego problemy. Wysoka prędkość oraz błędy załadunkowe zwiastowały potencjalnie niebezpieczną sytuację. Uczestnicy ruchu utrzymywali więc adekwatną odległość, by nie narażać samych siebie.
„Miota nim jak szatan” – wersja 2022
W końcu przyczepa zaczęła tańczyć po całej jezdni, a Passat – wraz z nią. W pewnym momencie było już blisko kompletnej utraty panowania nad zestawem. Jakimś cudem kierowca jednak zdołał się uratować i sytuacja wróciła do normy. Wtedy też wrócił na swój pas jadąc wolniej.
Dlaczego doszło do takiej sytuacji. Zacznijmy od tego, że główny bohater nie powinien jechać z wartościami trzycyfrowymi na prędkościomierzu. Druga sprawa to fizyka. Stary Passat, którego masa nie przekracza 1400 kilogramów ciągnął za sobą dwuosiową przyczepę i auto, co w duecie mogło dawać 1600-1700 kilogramów.
Do tego niepoprawne rozłożenie masy. Im więcej ciężaru znajduje się w tylnej części, tym łatwiej o utratę przyczepności. Niektórzy zalecają maksymalne przesunięcie auta do przodu (na przyczepie) i dociążenie na wysokości dyszla. To jednak nie oznacza, że wtedy można już jechać prędkościami autostradowymi. Zawsze trzeba być ostrożnym i rozsądnym w swoich poczynaniach na drodze. Tutaj ewidentnie zabrakło wiedzy i pokory.
Aby lepiej zrozumieć to zjawisko dołączamy bardzo fajny i krótki filmik instruktażowy, który obrazuje, jak działa fizyka w takich przypadkach. Warto go obejrzeć i wyciągnąć wnioski, by nie narobić sobie i innym kłopotów. Nie zawsze udaje się odzyskać kontrolę nad zestawem, dlatego lepiej dmuchać na zimne.