Brytyjski hot hatch odwiedził warsztat tunera, co przyniosło ciekawe rezultaty – szczególnie te technologiczne.
Oto MINI Cooper John Cooper Works GP po wizycie u Beek Auto Racing. Zanim jednak o tym projekcie, warto przypomnieć skąd wzięła się taka wersja. Zadebiutowała w 2020 roku jako flagowa propozycja w gamie. To najmocniejsza seryjna odmiana w historii tego modelu.
Specjaliści z Beek Auto Racing postanowili zmienić fabryczne zawieszenie na bardziej komfortowe – firmy AST. To odwrotne posunięcie do tych, które zazwyczaj dotyczą zmian tuningowych. Dzięki temu MINI JCW GP prowadzi się przyjemniej i na pewno lepiej sprawdza się podczas codziennej eksploatacji.
Nieco więcej mocy
Warto dodać, że wraz z komfortem wzrosła… moc. Dwulitrowy silnik B48 został podkręcony z 306 do 330 koni mechanicznych. To naprawdę bardzo dużo, jak na miejski kompakt. Nie wiadomo jednak o ile wzrósł moment obrotowy. Ten w seryjnym egzemplarzu wynosi 450 niutonometrów. Z przeniesieniem mocy na asfalt musi sobie poradzić przednia oś. Warto dodać, że felgi obuto oponami Michelin Pilot Sport Cup 2.
Przypomnijmy, że MINI John Cooper Works GP w produkcyjnej konfiguracji osiąga setkę w 5,2 sekundy i rozpędza się do 265 km/h. Prezentowana sztuka może być szybsza, ale z pewnością nieznacznie, biorąc pod uwagę skromny wzrost mocy.
Tuner nie zdecydował się na zmiany stylistyczne. I słusznie, bo auto wygląda naprawdę muskularnie i trudno byłoby wprowadzić coś nowego, co korzystnie wpłynęłoby na jego design.