Jazda supersamochodem wymaga umiejętności, pokory i wyobraźni. Wystarczy niewielki błąd, by doszło do niepożądanych konsekwencji.
Duża moc na tylnej osi stanowi wyzwanie dla kierowców. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, jak duże. Często dochodzi więc do przykrych sytuacji, w wyniku których świat traci kolejny bezwypadkowy samochód o sportowym charakterze.
Lot w Ferrari po Krakowie
Tak też było w stolicy Małopolski, kiedy użytkownik żółtego Ferrari 458 Italia wpadł w poślizg. Nie jechał brawurowo szybko, dlatego można szukać innego powodu. Być może gwałtownie wcisnął gaz przy wyłączonej kontroli trakcji i nie spodziewał się tak natychmiastowej utraty przyczepności.
Przypomnijmy, że włoskie superauto posiada silnik 4.5 V8 generujący 570 koni mechanicznych. Ten ogromny potencjał trafia na tylne koła, co dla wielu zamożnych, ale niezbyt doświadczonych kierowców może być szybką lekcją pokory. I do tego bardzo kosztowną.
Ferrari uderzyło w znak ostrzegający o kolizjach (o ironio…), a następnie „wyskoczyło” z krawężnika. Niewiele brakowało do lądowania na torowisku. Na szczęście nikt nie ucierpiał w tym niebezpiecznym zdarzeniu.
Samochód nadaje się jednak do poważnych napraw. Uszkodzenia objęły pas przedni i podwozie. Niewykluczone, że układ jezdny też uległ zniszczeniu. Koszty przywrócenia tego auta zgodnie ze standardami ASO Ferrari mogą przekroczyć nawet 100 tysięcy złotych.