Oferta kompaktowego SUV-a z Korei Południowej jest bardzo bogata. Wśród licznych propozycji można znaleźć miękką hybrydę opartą na silniku benzynowym.
Hyundai Tuscon najnowszej generacji nosi miano najodważniej narysowanego modelu w swoim segmencie. Sam mu je przypisałem, ale nikt nie powinien protestować. Projektanci postawili na motywy, których albo nigdy wcześniej nie było, albo nikt ich w taki sposób nie łączył. Teraz poszli o jeden mały kroczek dalej, bo do oferty dołączyli jeszcze bardziej charakterny pakiet N Line.
To odpowiednik sportowych konfiguracji stylistycznych oferowanych przez inne marki. Wyróżniki? Przeprojektowane zderzaki, czarny grill z takim też logo, dedykowane felgi, ozdobne dokładki, dwie końcówki układu wydechowego (tak, prawdziwe), przyciemnione elementy oświetlenia i czarne wstawki. Summa summarum, auto wygląda jeszcze lepiej. Niektórzy mogą stwierdzić, że jest w tym wszystkim pewna doza przekombinowania, ale już istnieje duże grono zwolenników tego stylu, co oznacza, że opłacało się zrezygnować z konserwatywnego podejścia do designu.
Wnętrze Tucson N Line
W kabinie jest nieco spokojniej, choć na pewno nie mniej nowocześnie. Wyróżnikami N Line są obicia tapicerowane uzupełnione czerwonymi szwami. Nie zabrakło również specjalnych dekorów oraz emblematów. Jeden z nich trafił nawet na kierownicę. Autorzy projektu zdecydowali się na ciemną tonację, która podkreśla styl samochodu. Warte uwagi są również materiały. Większość z nich ma miękką fakturę. Nie można narzekać także na poziom spasowania.
Przed wspomnianą kierownicą znalazły się cyfrowe wskaźniki. Można dobierać ich motywy – każdy jest czytelny. Z kolei na konsoli centralnej znalazł się ekran multimedialny i niezależny panel klimatyzacji. Oba instrumenty są łatwe obsłudze, wygodne i szybko reagują na dotyk. Szkoda jedynie, że nie zastosowano żadnych fizycznych przycisków lub pokręteł. Po zmroku łatwiej w takie trafić. Bystre oko dostrzeże też brak drążka skrzyni biegów. Zamiast niego zastosowano cztery przyciski. Na pierwszy rzut oka budzi to mieszane uczucia, ale po kilku chwilach jest już oczywiste, że to wygodne rozwiązanie.
Fotele zostały osadzone wysoko, co akurat nie dziwi. W końcu to kompaktowy SUV. Hyundai Tucson N Line oferuje dobrze wyprofilowane siedziska o odpowiedniej długości. Do zakresu regulacji też nie można mieć zastrzeżeń. Fajnym rozwiązaniem jest zastosowanie przycisków przesuwania fotela pasażera od wewnętrznej strony. Dzięki temu kierowca może dopasować jego położenie. Drugi rząd też zasługuje na pochwałę. Miejsca jest tu pod dostatkiem dla dwóch dorosłych osób. Cieszy regulacja kąta pochylenia oparcia. Pasażerowie mają do dyspozycji osobne dysze nawiewu, gniazda USB, pojemne kieszenie a nawet boczne rolety.
Bagażnik oferuje 577 litrów pojemności. To bardzo przyzwoity wynik. Wśród jego zalet znajdziemy wygodne cięgna do składania oparć (wzrost przestrzeni do 1756 litrów), dobrze pracującą roletę i szeroki otwór załadunkowy. Wady? Przede wszystkim brak obić tapicerskich na burtach. To zwiastuje szybkie ślady użytkowania. Przydałoby się również więcej praktyczny rozwiązań (brakuje haczyków i gniazdek).
Hyundai Tucson 1.6 T-GDI 48V – dane techniczne
Przejdźmy do układu napędowego. Oparto go na benzynowym silniku 1.6 T-GDI. To doładowana konstrukcja wspierana przez instalację 48V. Łączny potencjał miękkiej hybrydy to 180 koni mechanicznych i 265 niutonometrów. Wydaje się, że są to optymalne wartości dla kompaktowego SUV-a dzisiejszych czasów. Warto dodać, że moc jednostki trafia na wszystkie cztery koła za pomocą siedmiobiegowej przekładni automatycznej.
Dane techniczne:
- 180 koni mechanicznych
- 265 niutonometrów
- 1577 kilogramów
- 9 sekund do 100 km/h
- 201 km/h prędkości maksymalnej
- 8 litrów w cyklu mieszanym
Osiągi? Dobre, ale nie rewelacyjne. W końcu masa własna sięga 1577 kilogramów, co nie jest niską wartością. Przyspieszanie do setki trwa 9 sekund, a rozpędzanie kończy się przy 201 km/h. Nie są to powalające rezultaty, ale i trudno oczekiwać lepszych. Zużycie paliwa? Amplituda spalania jest, ładnie mówiąc, bogata w różnorodność. Oszczędni powinni zmieścić się w 8 litrach. Bardziej dynamiczni muszą liczyć się z 10 litrami na 100 kilometrów.
Wrażenia z jazdy Hyundaiem Tucsonem
Za stylistyką i nowoczesnym układem napędowym poszła technologia, która dla jednym będzie gadżetem, a dla drugich przydatnym wsparciem. Według mnie najciekawszym i najbardziej użytecznym „bajerem” jest system martwego pola zintegrowany z kamerami. Po wrzuceniu kierunkowskazu, jeden ze wskaźników generuje obraz z kamery i ujawnia potencjalne zagrożenie. Bardzo fajne rozwiązanie.
Systemów wspomagania jest oczywiście więcej. Tym, który nie przypadł mi do gustu był asystent toru jazdy. Działał zbyt inwazyjnie. Dobrze, że miał ustawiony wysoki poziom czułości, ale na niektórych polskich drogach będących w ciągłej budowie bardziej przeszkadzał, niż pomagał. Ponadto, jeżeli chciałem go wyłączyć przed jazdą, to wymagał każdorazowej dezaktywacji. Niepotrzebna robota.
Tucson ma także szereg istotnych zalet. Jedną z nich jest dorosły układ jezdny zapewniający odpowiednie wyczucie i stabilność podczas gwałtownych zmian toru jazdy. Oczywiście, trzeba pamiętać, że to wciąż kompaktowy SUV, ale jak na tak wysokie nadwozie, radził sobie bardzo dobrze. Warty uwagi jest również ogólny komfort. Zawieszenie dobrze tłumiło nierówności, a maty wygłuszające umożliwiały swobodną konwersację przy prędkościach autostradowych.
Podczas dynamicznej jazdy nie odczuwa się braku mocy, ale trudno też nazywać Tucsona demonem prędkości. Układ napędowy działa jednak przyzwoicie i nie wyjawia istotnych wad poza wysokim spalaniem podczas dynamicznej jazdy. Skrzynia pracuje sprawnie i nie zdarzają się jej pomyłki. Silnik oferuje wysoką kulturę pracy. Z kolei napęd na obie osie przyda się jedynie na śliskich nawierzchniach i poza asfaltem. Jeżeli jednak nie mieszkamy w górach, jego obecność trudno będzie uzasadnić.
Ile kosztuje Hyundai Tucson?
Koreański SUV to wydatek 105 900 złotych. Tyle trzeba zapłacić za bazową wersję ze 150-konnym silnikiem, sześciobiegowym skrzynią manualną i napędem na przód. Prezentowany egzemplarz z topowym wyposażeniem, 180-konnym układem miękkiej hybryd i 4WD został wyceniony na 161 900 złotych. Decydując się na nieco uboższe wyposażenie (drugi poziom: Smart) można go mieć już za 140 900 złotych. Na szczycie oferty znajdziemy natomiast 265-konną hybrydę plug-in w wersji Platinum za 192 900 złotych.
Hyundai Tucson to niewątpliwie udane auto i spory krok naprzód w porównaniu do poprzedniej generacji. Dzięki pakietowi N Line jest jeszcze bardziej atrakcyjny stylistycznie. W prezentowanej konfiguracji spodoba się osobom, które oczekują niezłej dynamiki i stosunkowo korzystnej ceny – bez przesadnych dodatków elektrycznych w układzie napędowym.
Tekst i zdjęcia: Wojciech Krzemiński