Japończycy postanowili stworzyć coś, czego wcześniej nie oferowali. Tak naprawdę jest to nowa koncepcja, która może z czasem zdobyć większą popularność.
Samochody elektryczne dzielą się przede wszystkim na dwa gatunki: akumulatorowe i wodorowe. Te pierwsze korzystają z baterii, która przekazuje energię do silnika. W przypadku tych drugich wykorzystuje się wodór trafiający do zbiornika paliwa. Z rury wydechowej wydobywa się para, dlatego w obu przypadkach można mówić o pojazdach zero-emisyjnych w kontekście CO2. Co ciekawe, Honda CR-V FCEV 2025 to połączenie obu koncepcji.
Inżynierowie azjatyckiej marki stwierdzili, że można wykorzystać dotychczas konkurujące rozwiązania, by stworzyć duet zapewniający większą wydajność. Na tym etapie raczej trudno mówić o praktyczności czy ekonomiczności takiego systemu, ale Honda podeszła do tematu poważnie i zaoferuje seryjny pojazd z taką technologią.
Honda CR-V FCEV 2025, czyli wodór i baterie
Zostawmy kwestie stylistyczne na boku, bo nie grają one roli, tym bardziej że pod tym względem nie będzie rewolucyjnych różnic w porównaniu do konwencjonalnej hybrydy. Przejdźmy więc do zastosowanych innowacji.
Celem było stworzenie samochodu, który nie będzie uzależniony od jednego źródła napędu. Czy na tym etapie nie są to hybrydy plug-in? Są, ale różnicę stanowi silnik spalinowy, który potrzebuje paliw kopalnianych, a to oznacza większe straty środowiskowe – przynajmniej w miejscu, w którym auto jest użytkowane.
Honda CR-V FCEV 2025 ma mieć zbiornik na wodór, który pozwoli pokonać spory dystans, choć nie wskazano jeszcze żadnych konkretnych liczb. Gdy jednak nie będzie możliwości zatankowania, użytkownik może naładować baterię i kontynuować jazdę.
Potencjalne wady? Zacznijmy od stacji wodorowych, których jest jak na lekarstwo. Poza tym, ta cała technologia zajmuje wciąż dużo miejsca. Warto dodać, że produkowanie, transportowanie, przechowywanie i kupowanie wodoru też do tanich nie należą.
>Zadbana Honda CRX na sprzedaż. Nie widać po niej przebiegu
Wady aut na akumulator wysokonapięciowy są już dobrze znane. Wyobrażamy sobie pierwsze testy, w których zestresowany kierowca szuka stacji z wodorem, a gdy stwierdza, że jej nie znajdzie, stara się dotrzeć do ładowarki, która albo jest droga, albo zajęta, albo działa wolniej, niż powinna. To nie jest czarnowidztwo, tylko historia z życia wzięta.
Liczymy jednak, że technologia wodorowa w końcu dotrze do przełomu, który pozwoli na tanie, praktyczne i ekologiczne korzystanie z samochodu. Póki co jest to pieśń przyszłości, ale miejmy nadzieję, że nie tak dalekiej, jak uważają sceptycy.