Kontrowersja jest jedną z dźwigni handlu. Jeżeli ma ona swoje granice, to z pewnością istnieje szansa na uzyskanie właściwych rezultatów.
I tak też jest w tym przypadku. Laik motoryzacyjny lub dziecko mogą jednoznacznie stwierdzić, że stanął przed nimi właściciel Ferrari sprzedający arbuzy. Brzmi to bardzo optymistycznie i wręcz nierealnie, ale w każdej historii można znaleźć ziarnko prawdy.
W tym przypadku niewątpliwym faktem jest obecność arbuzów. Z tym Ferrari to trochę naciągana sprawa, bo mamy do czynienia z repliką. Aczkolwiek całkiem niezłą, jak na możliwości jej autora.
Lokalni mieszkańcy doskonale wiedzą, że nie jest to włoska maszyna, ale i tak robi na wszystkich wrażenie. Ma też inną zaletę – wzbudza uśmiech gapiów i satysfakcję posiadacza. A to w tym przypadku najważniejsze. Sami byśmy kupili arbuza. A może i dwa.