Posiadacze wyjątkowych samochodów zazwyczaj trzymają swoje cacka w sterylnych warunkach i nie decydują się na ich regularną eksploatację.
To oczywiście nie dziwi, ponieważ takie modele uznawane są za lokatę kapitału. Niekiedy ich wartość błyskawicznie wzrasta, dlatego łatwo zarobić. To Ferrari Enzo z przebiegiem 150 tysięcy kilometrów jest zaprzeczeniem wspomnianego podejścia.
Tak, ktoś tym samochodem pokonał tak duży dystans od 2003 roku, kiedy to został wyprodukowany. Jak łatwo policzyć, roczny przebieg wynosi niecałe 10 tysięcy. Wielu polskich kierowców pokonuje przez 12 miesięcy podobne dystanse.
To „tylko” samochód
Głównym bohaterem tej historii jest Richard Losee, który posiada prezentowane Ferrari Enzo od nowości. Przez ten cały okres eksploatacji mężczyzna nie żałował pieniędzy na serwis. Co więcej, wyposażył swój egzemplarz w dwie turbosprężarki, które podniosły potencjał do ponad 800 koni mechanicznych.
Co ciekawe, na jednej z imprez charytatywnych, auto zostało poważnie rozbite – zaraz po tym, jak zostało rozpędzone do 330 km/h. Kierowca doznał poważnych obrażeń, ale zdołał wyzdrowieć. Enzo zostało natomiast odbudowane.
Wyświetl ten post na Instagramie
Czy takie podejście do motoryzacji ma sens? Jeżeli nie traktujemy tego jak biznesu, to jak najbardziej. Zakup samochodu i trzymanie go pod kocem jest czymś w rodzaju pójścia na koncert i nagrywania wszystkiego smartfonem zamiast cieszenia się atmosferą i wchłaniania energii ze sceny. Dla prawdziwego fana nie ma to najmniejszego sensu.
Warto więc docenić podejście Richarda Losee’a, który postanowił korzystać z pojazdu, który kupił. Oby więcej takich nabywców. W końcu to samochody, a nie nieruchomości…