Takie historie budzą kontrowersje i często mają swoje wieloletnie konsekwencje. W tym przypadku udało się dojść do porozumienia bez dodatkowych przygód.
Jeden z bohaterów opisywanej sytuacji może uważać się za szczęściarza. Po drugiej stronie znajdowała się grupa, która nie miała powodów do radości, ale też nie powinna narzekać, bo istniało wiele przesłanek sugerujących, że mogło skończyć się znacznie gorzej.
Pewien Australijczyk nie krył zaskoczenia, gdy przed własnym domem zobaczył zupełnie nowy, betonowy podjazd. Jak wychodził ostatnim razem, to znajdowało się tam żwirowe podłoże. Czyżby stracił pamięć? Nic bardziej mylnego. Miał zamiar zrobić coś podobnego, ale nie zdążył podjąć się tego zadania.
Kosztowna pomyłka
Okazało się, że pewna ekipa budowlana pomyliła obiekty i wykonała pracę tam, gdzie nikt (jeszcze) nie zamawiał takich usług. Prawidłowe miejsce znajdowało się kilka ulic dalej. Budynki były do siebie łudząco podobne, dlatego doszło do przykrego incydentu. Przykrego dla jednej ze stron, rzecz jasna…
Ten spory wysiłek został wyceniony na 8000 dolarów australijskich. Przy aktualnym kursie (2,86) oznacza to wydatek 22 880 zł – właśnie taką kwotę podano osobie, która faktycznie poprosiła o wykonanie tego podjazdu. Całkiem duża suma.
Kto poniósł koszty?
Zakończenie tej historii wydaje się dość oczywiste. Właściciel posesji, na której wykonano zadanie był zainteresowany betonowym podjazdem, ale to nie oznacza, że chciał teraz wydawać jakiekolwiek pieniądze. Przedstawiciele firmy skontaktowali się więc z prawnikiem.
Prawo było jednak po stronie posiadacza nieruchomości, który ani nie zlecał wykonania prac, ani nie podpisywał żadnej umowy. Co więcej, mógł pozwać robotników za wtargnięcie na teren prywatny i zniszczenie mienia – bez względu na intencje.
Ostatecznie, koszty musiała ponieść firma, która mogła wyciągnąć konsekwencje jedynie wśród swoich pracowników. Ponadto, konieczne było wykonanie podjazdu u właściwego klienta. Tym sposobem doszło do promocji „dwa w cenie jednego”.
Źródło: Reddit
Ktoś się pomylił i zniszczył komuś innemu życie, ale przynajmniej za to odpowiedział. A nie, chwila, to nie jest sprawa Tomasza Komendy i naukowców prawnych…