Amerykanie wymyślili koncepcję wyścigów na prostym odcinku, dlatego ich samochód powinien wyznaczać standardy w tej dyscyplinie.
Bez wątpienia jednym z najbardziej wyjątkowych modeli specjalnie przystosowanych do tego zadania jest Dodge Challenger Demon. To muscle car z prawdziwego zdarzenia. Pod jego długą maską skrywa się 6,2-litrowy silnik Supercharged HEMI generujący 808 koni mechanicznych oraz 972 niutonometry. Ten ogromny potencjał trafia na oś tylną, gdzie znajdują się wyczynowe opony. Waga? 1941 kilogramów.
Obok amerykańskiego mięśniaka zaparkowało Porsche 911 Turbo S, które woli raczej wymagające tory, aniżeli kawałek prostego asfaltu. Za napędzenia niemieckiego supersamochodu odpowiada jednostka o pojemności 3,8 litra. Potrafi rozwijać 650 koni mechanicznych i 800 niutonometrów. Różnica w potencjale jest ogromna, ale Porsche ma napęd na obie osie i waży wyraźnie mniej, bo 1650 kilogramów. Warto dodać, że 911-tka została również została wyposażona w odpowiednie opony, by zmaksymalizować wydajność na starcie.
Który samochód okazał się szybszy? Oczywiście, że ten niemiecki. Aby wykorzystać potencjał Demona, konieczna jest odpowiednia temperatura toru, nagumowana nawierzchnia, wygrzane ogumienie i kilka innych czynników wpływających na wydajność amerykańskiego auta. Tymczasem Porsche startuje błyskawicznie w każdych warunkach. Co z tego, że Dodge ma 150 koni więcej, skoro tylny napęd nie radzi sobie z ich przenoszeniem na asfalt?
Samochodom amerykańskim nie sposób odmówić duszy i charakteru jednak przy niemieckiej precyzji i technologii Dodge na starcie był skazany na porażkę. To dobry samochód do jazdy dla samej przyjemności jednak wyścigowy wóz to nie jest :/