Wojciech Krzemiński
Sygnalizacja świetlna jest niezwykle ważnym wynalazkiem, szczególnie z perspektywy ruchu drogowego. W przypadku awarii można to dobitnie zrozumieć.
Przekonali się o tym kierowcy w Pszczynie, którzy na fragmencie drogi krajowej numer 1 (skrzyżowanie z ulicą Bieruńską) musieli poradzić sobie w w tej trudnej sytuacji. Opady deszczu, zmrok (godziny wieczorne) i raczej słabo świecące latarnie nie pomagały.
W takich okolicznościach naprawdę nie jest trudno o bardzo poważne konsekwencje. Wystarczy jedno wymuszenie pierwszeństwa, by mogło dojść do niepożądanego efektu domina i zderzenia nawet kilku samochodów.
W tym przypadku udało się na szczęście uniknąć najgorszego. Użytkowniczka czerwonego Volkswagena wjechała na skrzyżowanie przecinając główny odcinek. Niestety zatrzymała się na lewym pasie, by jej auto nie wystawało na drugiej jezdni.
Tym sposobem znalazła się na kursie kolizyjnym z nagrywającym, który musiał hamować, by nie uderzyć w jej auto. Gdyby jechał szybciej lub opóźnił hamowanie, to skutkiem byłby wypadek. Potencjalne uderzenie w drzwi od strony kierowcy nierzadko kończy się poważnymi uszczerbkami na zdrowiu.
W pewnym sensie można usprawiedliwić poczynania użytkowniczki niemieckiego auta. Z ulicy Bieruńskiej trudno „wstrzelić się” tak, by wiedzieć, że na obu jezdniach jest możliwość płynnego przejechania. To praktycznie niemożliwe, a na pewno nie wtedy, gdy panuje duży ruch.
Właśnie dlatego awaria sygnalizacji w takim miejscu jest niezwykle niebezpieczna. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, której podlega ten odcinek powinna lepiej przyjrzeć się sprawie i szybciej reagować, by unikać takiego ryzyka.
