Unia Europejska scala wiele państw nie tylko gospodarczo, ale też prawnie. Wielka Brytania postanowiła z tego zrezygnować.
Jak zwykle w przypadku takich decyzji, ma to plusy i minusy. Wydaje się, że pod względem rozwoju handlu i szeroko pojętego przemysłu, może mieć to negatywne skutki. Nieciekawie zapowiada się także podróżowanie, ale z powodu pandemii każdy ma z tym problem.
Brytyjczycy będą teraz podlegać nieco innym zasadom, niż te, które panują w UE. Przede wszystkim, rząd brytyjski będzie działał w pełni autonomicznie. Dotychczas stosowane mechanizmy przestają więc istnieć. Dotyczy to także przewinień drogowych.
Brytyjczycy mogą uniknąć mandatów
Jeżeli polski kierowca zostanie „przyłapany” przez fotoradar u naszych zachodnich lub południowych sąsiadów, to doczeka się mandatu z zagranicy, który trafi wprost do jego skrzynki na listy. To oczywiście jedna z wielu procedur umożliwiających „ściągalność” należności za tego typu przewinienia. Warto dodać, że została wprowadzona w 2015 roku i każdy kraj członkowski ją stosuje.
Z kolei brytyjski kierowca będzie miał teraz szanse na uniknięcie takich konsekwencji. Unia nie może już używać tego narzędzia wobec państwa, które nie należy do jej struktur. Można pomyśleć, że to marginalna sprawa, ale okazuje się, że bardzo wielu Brytyjczyków wciska mocniej gaz drogach Starego Kontynentu.
Świetnym tego przykładem jest Francja, gdzie co roku 500 tysięcy kierowców z Wielkiej Brytanii przekracza dozwoloną prędkość. Jak wynika z szacunków, to około 60 milionów euro, które teraz nie będą wpływać do budżetu państwa.
Obustronne konsekwencje
Warto dodać, że ta sama zasada będzie obowiązywać w odwrotnym przypadku. To oznacza, że kierowcy z Unii Europejskiej łamiący przepisy ruchu drogowego w Wielkiej Brytanii też mogą uniknąć płacenia mandatów. Możliwe więc, że dojdzie do porozumienia w tej kwestii, by obie strony miały możliwość pobierania grzywien. Takie rozwiązanie dotyczy już Szwajcarii, która nie należy do Unii Europejskiej.