To jeden z pierwszych pojazdów użytkowych, które wpłynęły na rozwój małego biznesu w Polsce.
Dziś możemy patrzeć na niego z uśmiechem i sporym dystansem, ale fakty są takie, że ten samochód przez lata towarzyszył najróżniejszym firmom, służbom, handlarzom i rolnikom. Produkowano go niemal cztery dekady (w latach 1959-1998). Zadbane sztuki trzymane są dziś w sterylnych garażach i jeżdżą raczej okazjonalnie. Ten Żuk poleciał jak lato z radiem podczas małej parady w Lublinie.
Zdarzenie miało miejsce przy Placu Litewskim. Oczywiście nic się nie stało i trzeba do tego podchodzić z przymrużeniem oka. Samochody uczestniczące w tym samym evencie skręcały w prawo. Nie działo się nic nadzwyczajnego, dopóki nie nadjechał wspomniany Żuk.
Bez wspomagania nie jest tak łatwo
Podejrzewamy, że kierowca zwyczajnie zapomniał, że nie jedzie autem ze wspomaganiem, które w nowych modelach jest standardem. To nic nadzwyczajnego, gdy wsiada się sporadycznie za kierownicę takiego sprzętu.
Niektórzy mogliby pomyśleć, że kierowca Żuka przeszarżował w zakręcie i auto wpadło w podsterowność. Tu jednak chodziło o konieczność użycia nienaturalnie dużej siły podczas kręcenia kierownicą w porównaniu do współczesnych pojazdów.
Najważniejsze jednak, że auto wróciło na właściwy tor jazdy. Całej „akcji” towarzyszyła znajoma melodia. Wyglądało to wszystko na tyle uroczo, że trudno powstrzymać uśmiech. Prawdziwy urok polskiej motoryzacji sprzed kilku dekad.