Poprawa bezpieczeństwa i wzrost poziomu kultury jazdy to kluczowe sprawy, o które powinni starać się uczestnicy ruchu oraz jednostki odpowiedzialne za stanowienie i egzekwowanie prawa.
W praktyce bywa z tym różnie – żeby nie powiedzieć kiepsko. Wielu kierowców lekceważy przepisy lub podchodzi do nich wedle własnego uznania, co nie ma wiele wspólnego z ograniczaniem ryzyka. Wydaje się, że problem tkwi w mentalności, ale może być też bardziej złożony. Oto kolejny przykład, który nie napawa optymizmem. Przedstawia czerwone światło i ruch wahadłowy.
Niektórzy już wiedzą, do czego zmierza ta historia. Z niewiadomych przyczyn, niektórzy kierowcy traktują czerwone światło w ruchu wahadłowym jako mniej ważne, niż to przez zwykłym skrzyżowaniem. Jego „tymczasowość” nie oznacza jednak, że można go nie zauważać.
Gdy Ty jedziesz, inni czekają
To skrajny przykład tego, jak nie należy postępować w takich miejscach. Czerwone światło zostało zlekceważone przez piętnastu kierowców. Warto dodać, że jechali oni w dużych odstępach, które wydłużały czas przejazdu niedozwolonej kolumny.
W praktyce, kierowcy czekający z drugiej strony po zaświeceniu zielonego światła musieli czekać aż z przeciwka przejedzie sznur pojazdów, które wtedy nie powinny się znajdować w tamtym miejscu. Nierzadko bywa, że auta spotykają się już na wykorzystywanym pasie i dochodzi do całkowitego zablokowania. To oczywiście sprawia spore kłopoty.
Pamiętajmy, by nie lekceważyć znaków. Ruch wahadłowy podczas remontów dróg zapewnia najbardziej wydajny sposób bezpiecznego pokonania konkretnego odcinka. Trzeba jednak poważnie podchodzić do sygnalizacji świetlnej, by spełniał swoje zadanie.