Tankowanie nie wymaga wyjątkowych umiejętności. Niestety, nieuwaga i rozkojarzenie sprawiają, że nawet ta prosta czynność bywa wyzwaniem.
Teoretycznie, wystarczy zapamiętać, jakie paliwo zasila nasz pojazd, a następnie skorzystać z węża, za pośrednictwem którego zostanie wlana odpowiednia liczba litrów. W praktyce bywa z tym różnie…
Nie brakuje kierowców, którzy nalewają nie to paliwo, co trzeba. Zamiast oleju napędowego, uzupełniają zbiornik benzyną – i na odwrót. Jeżeli zorientują się od razu po tankowaniu, że doszło do pomyłki, to czeka ich czyszczenie baku – krótko mówiąc, najtańszy wymiar „kary”. Jeśli dostrzegą problem wtedy, gdy auto z gaśnie, to mogą spodziewać się kosztownego remontu związanego z całym układem paliwowym i silnikiem.
Kierowca z ogonem – i to podwójnym
Ten klient zatankował gaz do swojego Leona. W tym przypadku trudniej o pomyłkę, bo końcówka różni się znacząco – zamiast wkładania jej do wlewu, trzeba ją przymocować do gniazda. Obyło się więc bez problemu, przynajmniej na tym etapie.
Potem jednak było już gorzej. Kierowca zapomniał o odczepieniu węża od swojego samochodu. Gdy ruszył, wyrwał go z dystrybutora. Co ciekawe, nie zorientował się i kontynuował jazdę. Dostrzegli to jednak policjanci, który ruszyli w pogoń za SEAT-em z „ogonem”. Dobrze, że nie został urwany cały instrybutor. Przepraszamy, dystrybutor. Wtedy potencjalne koszty naprawy z pewnością byłyby znacznie wyższe.