Niektórzy kierowcy postępują tak lekkomyślnie, że trudno w to uwierzyć. Właśnie tak było w tym przypadku.
Pewien śmiałek wjechał autem na plażę w Miami. Jak można się domyślać, nie jest to miejsce odseparowane od cywilizacji. Szybko więc stał się gwiazdą w sieci, ale raczej nie taki był jego główny cel.
Zacznijmy od tego, że postanowił znaleźć się w romantycznym miejscu prowadząc muscle cara. Tak, osiągnięcie celu miał mu umożliwić Dodge Challenger. I umożliwił, tyle że nie pozwolił już jechać dalej.
Wjechał autem na plażę – to był koniec jazdy
Mężczyzna zatrzymał swój samochód w newralgicznym miejscu podczas przypływu. Po ponownej próbie ruszenia okazało się, że tylnonapędowy Dodge nie jest w stanie samodzielnie opuścić plaży. Wtem pojawili się świadkowie, którzy próbowali pomóc wyciągnąć auto z opresji. Niestety, nie dali rady.
Nieco później jeden ze śmiałków podjechał RAM-em. To jednak też nie przyniosło rezultatu. Wydaje się, że amerykański pick-up miał aktywowany napęd na tylną oś, co utrudniało zadanie. Być może nie było innej możliwości.
W końcu pojawił się holownik, który wydostał samochód. Wydaje się, że kierowca Challengera wyciągnie wnioski i następnym razem odwiedzi plażę na pieszo. Wjeżdżanie na piaszczysty teren samochodem tylnonapędowym z niskim prześwitem to skrajnie głupi pomysł – pod każdym względem.
Glupich nie sieją tylko sami się rodzą!