To już oczywiste. Marki z Dalekiego Wschodu zaczynają coraz śmielej wkraczać na europejskie rynki. W Polsce jest już ich kilka. Większość miała swoje debiuty w ubiegłym roku.
A to nie koniec tej ekspansji. Czy klienci przekonają się do nieznanych marek? Wydaje się, że pragmatycy nie będą mieć oporów. Ten chiński liftback potwierdza, że Azjaci dokonali ogromnego postępu technologicznego i będą bez problemu rywalizować z renomowanymi firmami.
Zacznijmy od tego, że to wszystko nie układa się po myśli aktualnych graczy z Europy, Japonii i Stanów Zjednoczonych. W pewnym stopniu jest to wina wszystkich wyżej wymienionych. Dlaczego? Szukali oszczędności, a ich znaczącą część znaleźli w ograniczeniu kosztów produkcji, co wiązało się z przeniesieniem fabryk do Chin.
Istotną rolę odegrało także coraz szersze partnerstwo między popularnymi markami a tymi z komunistycznego kraju. Nie bez znaczenia był także ogromny kapitał, który pozwolił wręcz wykupić niektórych producentów (na przykład Volvo).
Dziś jeszcze trudno mówić o pełnym zaufaniu, ale Chińczycy naprawdę nie próżnują. Oferują znacznie tańsze, a przy tym naprawdę niezłe samochody. Jeśli rozbudują sieci dealerskie i serwisowe, a przy tym utrzymają odpowiedni poziom jakości, to wkrótce będą mieć naprawdę znaczące udziały rynkowe na Starym Kontynencie.
Chiński liftback w europejskim stylu
A teraz przejdźmy do głównego bohatera tej historii. Oto Dongfeng 007, który ma mocne argumenty, by zyskać popularność w różnych zakątkach tej planety. Zacznijmy od tego, że ma bardzo opływową karoserię, której współczynnik oporu powietrza wynosi zaledwie 0,209.
Poza tym, co całkiem ładny samochód. Minimalistyczny pas przedni z mocno opadającą maską i wąskimi elementami oświetlenia tworzy spójną i elegancką całość. Z tyłu natomiast dominuje pas świetlny, który częściowo biegnie przez klapę bagażnika otwieraną wraz z szybą.
Z kolei profil ujawnia przyjemną, dynamiczną linię, w którą wkomponowano przednie drzwi otwierane do góry. Zastanawia nas, jaki sens ma taki patent w aucie pięciodrzwiowym, ale z pewnością nie zabraknie jego zwolenników.
Warto też wspomnieć o gabarytach pojazdu. Chiński liftback ma 4880 milimetrów długości, 1895 milimetrów szerokości, 1460 milimetrów wysokości i 2915 milimetrów rozstawu osi. Można więc go przypisać do klasy średniej.
We wnętrzu panuje technologiczny ascetyzm, który jest znany z wielu europejskich modeli. Projekt kokpitu nie wyróżnia się niczym szczególnym. Są tu dwa wyświetlacze. Pierwszy z nich to cyfrowe wskaźniki, a drugi – ekran multimedialny.
Z tej perspektywy trudno mówić o jakości, ale raczej nie będzie ona odbiegać od oczekiwanych standardów. Jeżeli chodzi o poziom przestrzeni, to na pewno nie będzie powodów do narzekania. To zasługa napędu, który nie zabiera przesadnie dużo miejsca i pozwala na zastosowanie sporego rozstawu osi.
Duża moc, mały wydatek
Dongfeng 007 w wersji bazowej 53-Pro oferuje układ elektryczny oparty na jednostce generującej 215 koni mechanicznych i 310 niutonometrów. Takie wartości pozwalają osiągać setkę w 6,8 sekundy. Ważnym elementem jest bateria o pojemności 56,8 kWh, która rzekomo pozwala pokonać do 530 kilometrów. Według nas to przesadnie optymistyczne, ale kolejne wersje oferują jeszcze więcej fajerwerków.
Odmiana 620-Pro ma również jeden silnik, ale wyraźnie mocniejszy. Oferuje 268 koni mechanicznych i 320 niutonometrów. To przekłada się na setkę w 5,8 sekundy. Akumulator jest zwiększony do 70,3 kWh, co ma umożliwiać pokonywanie nawet 620 kilometrów.
Topowa wersja elektryczna nosi nazwę 540-Max. Oddaje do dyspozycji dwie jednostki o mocy systemowej 536 koni mechanicznych, Z kolei maksymalny moment obrotowy wynosi 640 niutonometrów. Te pokaźne liczby umożliwiają osiąganie setki w 3,9 sekundy. Bateria ma również 70,3 kWh, ale przez większą moc zasięg auta spada do 540 kilometrów, co i tak jest godną wartością.
Niektórych może zaskoczyć, że chiński liftback występuje także jako hybryda szeregowa (200-Pro). Taki wariant posiada 1,5-litrowy silnik spalinowy, który pełni rolę agregatu i doładowuje baterie o pojemności 28,4 kWh.
>Ten chiński fastback ma 536 KM. Tesla może czuć obawy
Kierowca ma do dyspozycji 215 koni mechanicznych i 310 niutonometrów. Mają pełny bak paliwa i naładowaną baterię, zasięg auta to 1200 kilometrów (w tym 200 kilometrów w trybie w pełni elektrycznym).
A teraz najważniejsza kwestia, czyli cena. Bazowa wersja napędowa z podstawowym wyposażeniem kosztuje na rodzimym rynku 159 000 juanów, co oznacza wydatek 89 040 złotych. W Europie tyle kosztują dziś auta miejskie.
Wstajesz rano, idziesz na parking i cały dzień w pi…. Normalny, szanujący się kierowca nawet nie podejdzie do takiego śmiertelnika
To fajnie. A jaki wynik w testach zderzeniowych?
I przy dzwonie 50kmh zawija się na supeł w koło latarni
Nie jeździłem nigdy chińczykiem, ale obserwując od dawna rynek i testy przeróżne obawiam się, że to naprawdę może być koniec znanej na motoryzacji. A obawiających się o wypadki – obejrzyjcie testy ostanie, oni naprawdę odrobili lekcje. Co prawda nie chce takich aut (bo raz że elektryk, a dwa chiński), a sam jeżdżę Amerykanami (300C HEMI i Challenger SRT), ale widzę apokalipsę aut EU/USA/Japonia. W ogóle elektryki to porażka – stop EV, go V8.
najlepsze elektryki robią Chiny, ale z nich najlepszy jest BYD, a szczególnie YangWang U8, mistrzostwo.