Do tego niebezpiecznego zdarzenia drogowego doszło 9 lutego na jednym z łódzkich skrzyżowań. Udało się uniknąć ofiar i poważnych uszczerbków na zdrowiu.
Nagrywający jechał prawidłowo, gdy zbliżał się do „krzyżówki”. W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się stary Ford Mustang, którego kierowca z impetem ruszył spod świateł. W pewnym momencie tylne koła straciły jednak przyczepność.
To oczywiście wywołało nadsterowność, a co za tym idzie – utratę panowania nad samochodem. Użytkownik amerykańskiej maszyny nie przywrócił kontroli i w pewnym momencie był już tylko pasażerem oczekującym na dalsze konsekwencje.
Po chwili był już na kursie kolizyjnym z pojazdem nagrywającego. Na jego drodze stanęła jednak latarnia. Zderzenie było tak silne, że przód auta został doszczętne rozbity. Nagrywający instynktownie odbił w prawo.
Ten drugi miał mnóstwo szczęścia, bo w najgorszym przypadku mogło skończyć się nawet zderzeniem czołowym. Niewiele brakowało i zerwany, lecący znak wpadłby do kabiny jego samochodu.
Szczęście w nieszczęściu, że nie skończyło się tragedią. Przy takiej prędkości nietrudno o fatalne skutki. Kierowca Mustanga ma za sobą poważną, drogą lekcję. Pozostaje wierzyć, że wyciągnie z niej wnioski i już nigdy nie przeceni swoich możliwości.
Pamiętajmy, że jazda mocnym, tylnonapędowym autem to nie tylko frajda, ale też duża odpowiedzialność, wymagająca od kierowcy pokory i rozsądku. W tym przypadku tego wszystkiego po prostu zabrakło.