To teoretycznie dwie różne szkoły projektowania samochodów sportowych. Niemniej jednak łączą je dziesięciocylindrowe jednostki napędowe.
Lamborghini Huracan STO i Lexus LFA to bezapelacyjnie wyjątkowe modele. Ten pierwszy jest bardzo często wybierany przez fanów szybkiej jazdy. Drugi natomiast uchodzi za niezwykle cenny obiekt, który może być świetną lokatą kapitału. Oba są drogie, ale ten japoński – dużo droższy.
Nie jest tajemnicą, że są to auta z różnych klas. Mimo porównywalnych osiągów, ich charaktery też nie są takie same, co sugeruje znaczące różnice obrotowe silników. Ten w LFA potrafi kręcić się aż do 9 tysięcy! Ale po kolei…
Lamborghini Huracan STO i Lexus LFA – mocno i mocniej
Włoska maszyna skrywa wolnossący silnik V10 o pojemności 5,2 litra. Oddaje do dyspozycji 640 koni i 565 niutonometrów. Ten ogromny potencjał trafia jedynie na tylne koła. Warto podkreślić, ze Lamborghini Huracan STO waży 1339 kilogramów, czyli stosunkowo niewiele.
A jak na tym tle wypada japoński konkurent, Lexus LFA? Bardzo przyzwoicie. Tutaj także sercem jest wolnossąca jednostka V10, która na najwyższych obrotach oferuje dokładnie 553 konie mechaniczne i 480 niutonometrów. Masa własna pojazdu to natomiast 1500 kilogramów.
Zobacz także: Lamborghini Huracan STO kontra Aventador SVJ – bratobójcze starcie na prostej (wideo)
Jak widać, na papierze zdecydowanie lepiej wypada Lamborghini. Wygranie pojedynku wydaje się więc oczywiste. To jednak nie oznacza, że większość fanów motoryzacji zdecydowałoby się na Huracana. Nie zawsze chodzi o osiągi. LFA generuje emocje, których trudno szukać w jakimkolwiek innym aucie. To bardziej bolid z nadwoziem coupe, niż samochód sportowy do bulwarowej jazdy.