Samochody Bloku Wschodniego miały swój urok, ale trudno było je nazywać nowoczesnymi – nawet w chwili debiutu kolejnych modeli.
Trabant jest tego świetnym przykładem. To relikt przeszłości, któryodegrał dość znaczącą rolę w zmotoryzowaniu polskich rodzin. Największym jego wyróżnikiem była karoseria wykonana z tworzywa sztucznego nazwanego duroplastem.
Trabant – ikona budżetowych pojazdów
Samochód doczekał się dwóch generacji i tylu też wersji nadwoziowych (sedan i kombi). Warto dodać, że nie był dostępny w pięciodrzwiowej konfiguracji, co oznacza, że ta bardziej praktyczna odmiana może być nazywana shooting brake’em – z przymrużeniem oka, rzecz jasna.
Pod maską mógł znajdować się jeden z dwóch małolitrażowych, dwusuwowych silników: 0,5 litra (18-20 KM) lub 0,6 litra (23-26 KM). Prędkość maksymalna zawsze była bliska 100 km/h. Jak można się domyślać, przyspieszenie nie odgrywało znaczącej roli.
Produkcja Trabanta
Zakłady produkujące ten samochód były dalekie od zaawansowanej technologii – znajdowały się w Zwickau. Kluczem była siła robocza zajmująca się montażem i wytwarzaniem wszystkich niezbędnych podzespołów. Prosta konstrukcja nie wymagała używania skomplikowanych rozwiązań.
Udowadnia to poniższe nagranie, na którym zobaczycie, jak pod koniec cyklu produkcyjnego dochodzi do ostatniej kontroli i poprawek. Maska źle się domyka? Okej, daj mi młotek. Młotek nie pomaga? Potrzymaj młotek, to użyje buta…
Wygląda to dość kuriozalnie, ale takie były realia. Mimo banalnych środków, udało się wyprodukować ponad trzy miliony egzemplarzy z czego 90% stanowiła druga generacja. Dziś na niemieckich aukcjach można spotkać zadbane sztuki pierwszego wcielenia tego modelu za nawet 8-10 tysięcy euro.