Amerykański zespół nie należy do najlepszych w stawce, ale dzięki „barwnym” pomysłom mówi się o nim często. Niejednokrotnie ma to związek z kierowcami.
Tym razem jest tak samo, choć nie chodzi o kontrowersje – przynajmniej w teorii. MoneyGram Haas F1 Team postanowił nie trzymać w niepewności fanów i podjął decyzję na temat obsadzenia foteli w kolejnym sezonie.
Nie jest tajemnicą, że ekipa bardzo często mieszała składy, by nie przepłacać, a czasami nawet zarobić. Tak było w przypadku Mazepina. W końcu podjęto słuszną decyzję, by pożegnać Rosjanina. Później podobny los spotkał Micka Schumachera. Młody Niemiec wylądował jednak jako rezerwowy Mercedesa, co trzeba uznać za spore szczęście – lub, jak mówią sceptycy, magię nazwiska.
Haas przedłużył kontrakty
Gunther Steiner, dyrektor zespołu, po konsultacjach z szefem Genem Haasem, postanowił przedłużyć kontrakty dotychczasowym kierowcom. Przypomnijmy, że Nico Hulkenberg wrócił do stawki po dłuższej przerwie. Szybko odnalazł się w stosunkowo trudnym bolidzie i zdołał zdobyć punkty. Droga do podium jest jednak daleka.
Kevin Magnussen był już wcześniej w Haasie, ale podziękowano mu wtedy, gdy zrezygnowano z usług Grosjeana. Gdy nie ma Francuza w stawce, rywalizacja między kierowcami wydaje się spokojniejsza, choć mogą to być pozory. Niemniej jednak wizerunkowo jest niewątpliwie lepiej.
>Bolid F1 Michaela Schumachera na sprzedaż. „Legendarne malowanie”
Przypomnijmy, że obaj kierowcy pokazali już, że mają prędkość w kwalifikacjach. Niestety, w tempie wyścigowym widać wyraźne problemy z bolidem, które działa wydajnie w niewielkim oknie i konkretnych warunkach. Zarządzanie oponami też nie jest łatwe. Warto też podkreślić, że Magnussen radzi sobie gorzej od Hulkenberga, mimo wszystko – i to widać.
Haas musi więc liczyć na szczęście i sprzyjające okoliczności, by móc walczyć o punkty. W końcu stawki sytuacja jest na tyle zbita, że amerykański team może walczyć nawet o siódme miejsce. Warto, bo budżet nie jest z gumy, a wyższa pozycja to zawsze więcej pieniędzy dla ekipy.