Tor Silverstone z nowym asfaltem okazał się miejscem, które dostarczyło sporo emocji. Tegoroczna tradycja została jednak podtrzymana – zwyciężył Hamilton.
Startował on z drugiego pola i toczył bardzo zacięty bój z Bottasem. Po kilkunastu minutach zmagań wyjechał jednak samochód bezpieczeństwa (Antonio Giovinazzi wypadł na żwir i tym sposobem skończył wyścig), który był uśmiechem losu dla Brytyjczyka. Nastąpiła roszada i tak też zostało do końca.
Za nimi walczyli ze sobą kierowcy Red Bulla i Ferrari. Ostatecznie to Leclerc zajął trzecie miejsce, a Gasly przyjechał tuż za podium. Skończyłoby się inaczej, gdyby nie błąd Vettela, który wjechał w Verstappena. Ten pierwszy dojechał na metę przedostatni (przed Perezem), a drugi zgarnął piątą lokatę.
Najwcześniej wycofali się z wyścigu kierowcy Haasa (Grosjean i Magnussen) – zaraz po kontakcie ze sobą… A co z Williamsem? Trzeba przyznać, że był to dla tego zespołu najlepszy weekend z dotychczasowych w tym sezonie. Robert Kubica dojechał na 15. miejscu, a George Russel na 14. Różnice w osiągach były znacznie skromniejsze, niż wcześniej, a sam Polak stwierdził, że po początkowym ślizganiu bolidu nastąpiła poprawa, choć dodał także, że miał „problem”, o którym nie chciał mówić publicznie, sugerując konieczność rozwiązania go „w domu” (czyt. w zespole). Ponadto, Robert został poproszony przez team, by oszczędzać paliwo, a jakby tego było mało, walczył z hamulcami.
Odnosząc się do porównania z poprzednim wyścigiem, kiedy to został zdublowany przez partnera z Williamsa oznajmił z ironią, że „kierowca jest ten sam, przynajmniej z wyglądu…”. Jesteśmy ciekawi, czy części obu bolidów z Grove będą kiedyś identyczne, także pod względem stopnia nowości/wyeksploatowania. To samo dotyczy ustawień i poleceń inżynierów. O światełku w tunelu nie ma jeszcze mowy, ale bądźmy dobrej myśli.