Azja okazuje się szczęśliwa zarówno dla Red Bulla, jak i Ferrari. To kolejny wyścig, w którym obie ekipy zdobyły sporo punktów.
GP Japonii 2024 padło łupem Maxa Verstappena, który od samego początku wyznaczał tempo w wyścigu. Przewaga Red Bulla była wyraźna, o czym świadczyła także bardzo solidna jazda Pereza, który zachował drugie miejsce.
Włoski zespół miał nawet lepszą strategię, niż team mistrzowski, ale trochę zabrakło tempa. Bardzo ciekawie rozegrała się sytuacja między kierowcami w czerwonych kombinezonach. Leclerc był wyraźnie wolniejszy od Sainza i dostał polecenie przepuszczenia.
>Mercedes F1 wciąż zainteresowany Verstappenem. Wolff zmienia podejście
Ostatecznie, to Hiszpan stanął na podium, a Monakijczyk był czwarty. Dziwnie to wygląda w kontekście decyzji personalnych Ferrari, które zostały podjęte na przyszły sezon, ale pamiętajmy, że w całokształcie (wliczając minione sezony), to Leclerc ma nieco lepsze wyniki.
Podobna sytuacja miała miejsce w Mercedesie, tyle że to sam Hamilton zapytał, czy przepuścić Russella – tego jeszcze nie grali. Widać, że siedmiokrotny mistrz świata nie czerpie radości z jazdy tym bolidem albo już myśli o zupełnie innym pracodawcy. Tak czy inaczej, dowiózł dziewiąte miejsce, a jego kolega – siódme.
GP Japonii 2024 – McLaren i Yuki w punktach
To był także niezły wyścig dla McLarena. Obaj kierowcy dowieźli punkty – Norris był piąty, a Piastri ósmy. Świetnie spisał się także Alonso, który minął linię mety jako szósty. Wyróżnić należy również Yukiego Tsunodę, który dopełnił dziesiątkę i zdobył punkt.
Tymczasem Ricciardo wyeliminował z wyścigu siebie i Albona – już na pierwszym okrążeniu. Można uznać to za incydent wyścigowy, ale wydaje się, że po prostu nie spojrzał w lusterka i niepotrzebnie zabrał miejsce. To spowodowało poważne konsekwencje. Pecha miał również Zhou, w którego bolidzie doszło do awarii skrzyni biegów.
Tuż za pierwszą dziesiątką znalazł się Hulkenberg, który jechał bardzo przyzwoicie. Zabrakło jedynie odrobiny szczęścia. Z kolei dwunasty Stroll pojechał po prostu za słabo, bo jego bolid miał predyspozycje, by walczyć o miejsca 6-10. Magnussen i Bottas zajęli miejsca 14 i 15, czyli bez zaskoczeń.
Można jednak uznać, że najgorszy weekend ma za sobą Alpine. Ocon i Gasly wyprzedzili jedynie Sargeanta, a to mówi samo za siebie – nie tyle o kierowcach, co możliwościach tegorocznej maszyny, która jest po prostu za wolna.