To zdarzenie wydaje się wręcz groteskowe, ale śmiech mógł zamienić się w łzy, gdyby akcja zaczęła się rozwijać. Nagrywający zdołał jednak uniknąć bezpośredniego starcia.
Do tej nietypowej sytuacji doszło 23 lutego na ulicy Łodygowej w Ząbkach pod Warszawą. Autor materiału przemieszczał się po prawym pasie, gdy nagle pojawiło się przed nim bawarskie auto, którego kierowca chwilę wcześniej jechał pod prąd. Ekipa z białego BMW ewidentnie wystraszyła przypadkowego uczestnika ruchu.
Świadek od razu dostrzegł wykroczenie, co zresztą słychać na nagraniu. Gdy zauważył, że zza tylnych drzwi wyłania się podejrzany mężczyzna w kominiarce, postanowił wrzucić wsteczny i się oddalić.
Ekipa z białego BMW „na robocie”
Co ciekawe, gdy mężczyźni mieli już wysiadać – zrezygnowali. Nie jest jednak jasne, jaki był tego powód. Internauci sugerują, że jeden z nich mógł zapomnieć o kominiarce. Istnieje też teoria mówiąca o pomyłce. Od razu przypomina nam się scena z Pitbulla: „A Zbigniew i Zbyszek to to imię?”.
To raczej nie była scena z filmu, skoro jedyną kamerą dysponował przypadkowy świadek. Trudno też mówić o wygłupach młodzieży, choć patrząc na to obiektywnie, jest na to cień szansy.
Nie ma wątpliwości, że sprawa powinna zostać wyjaśniona. Kierowca zgłosił ją na policję i dołączył to nagranie. Jesteśmy ciekawi, czy funkcjonariusze zdołają wyjaśnić, co się wydarzyło i dlaczego akurat w tym miejscu o takiej godzinie. Możliwe jednak, że nigdy się nie dowiemy.
Najbardziej przekonująca teoria mówi o porachunkach kibicowskich. Być może był to element „polowania” na konkretną osobę i nagrywający miał podobny samochód. Tak czy inaczej, wyszło trochę śmiesznie i trochę strasznie.