w

Auto na wodór cieszyło go 7 lat. Aż do czasu horrendalnie drogiej awarii

Auto na wodór cieszyło go 7 lat
Auto na wodór cieszyło go 7 lat. Aż do czasu horrendalnie drogiej awarii

Zmiany w przemyśle motoryzacyjnym są coraz bardziej widoczne i odczuwalne. Z rynku znikają pojazdy spalinowe, które są wypierane przez hybrydy i „elektryki”.

Wśród tych na prąd dominują oczywiście te, które wykorzystują baterie litowo-jonowe. Nieśmiałą alternatywą pozostaje auto na wodór, ale ze względu na rozmiary konstrukcyjne oraz koszty magazynowania i transportowania wciąż nie ma mowy o realnej konkurencji.

Mimo tego, niektórzy poświęcają się i wybierają tę drugą ścieżkę ze względu na realnie mniejsze obciążenie dla środowiska. Trzeba jednak liczyć się z jeszcze trudniejszym dostępem do „paliwa” (stacji wodorowych jest jak na lekarstwo) oraz skomplikowaną technologią, która wymaga fachowego serwisu. Ten drugi problem praktycznie nie występuje w „melexach”.

Kupił auto na wodór – pożałował po latach

Głównym bohaterem tej historii jest Till Westberg, biznesmen z Bad Homburg w Niemczech. Kupił on Hyundaia ix35 FCEV, czyli wodorową wersję popularnego, kompaktowego SUV-a. Zapłacił za niego 50 200 euro. Warto dodać, że przesiadł się z Toyoty Prius.

Przez 7 lat zdążył pokonać 84 tysiące kilometrów – bez najmniejszych problemów technicznych. Auto na wodór spisywało się znakomicie. Trzeba jednak zaznaczyć, że był bardzo zdeterminowany – szczególnie na początku, gdy do najbliższej stacji miał blisko 114 kilometrów. Na szczęście była to odległość większej trasy, którą mężczyzna przebywał w związku ze swoją pracą.

Jego samochód potrafił sprawnie przyspieszać i pokonywać 500 kilometrów na jednym zbiorniku. Co ważne, tankowanie wodoru było znacznie krótsze, niż ładowanie auta na baterie litowo-jonowe.

Auto na wodór cieszyło go 7 lat
Hyundai ix35 FCEV

Niestety, wszystko legło w gruzach, gdy doszło do awarii, której nie objęła 5-letnia gwarancja. W pewnym momencie auto po prostu przestało działać. Na ekranie wyświetlał się komunikat o błędzie – za każdym razem, gdy właściciel próbował je uruchomić.

Westberg udał się zatem do serwisu, gdzie został wprost zszokowany. Rachunek za naprawę miałby wynieść ponad 103 tysiące euro. Tak, blisko pół miliona złotych. Powód? Hyundai ix35 był produkowany na małą skalę i korzystał z bardzo kosztownej technologii. Dostęp do części zamiennych jest więc ograniczony. Głównym kosztem mają być ogniwa paliwowe.

Jak można się domyślić, posiadacz nie zamierza zapłacić takiej sumy za samochód, który w momencie zakupu był dwa razy tańszy, niż koszt aktualnej naprawy. Westberg chce, by producent przejął jego samochód i znalazł właściwe rozwiązanie. Hyundai przyznał ,że pracuje nad sprawą. Pozostaje mieć nadzieję, że uda się znaleźć wyjście.

Przypomnijmy, że Hyundai ix35 był produkowany przez 5 lat (2013-2018) zanim został zastąpiony przez model Nexo. W przypadku nowszego modelu, ogniwa paliwowe to koszt 41 650 euro. Według producenta, układ jest odporny na serwisowanie przez 10 lat lub 5000 godzin pracy. To jednak nie załatwia sprawy.

Jak widać, nowoczesna technologia nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Ekologia nie idzie w parze z komfortem użytkowania pojazdu, co dowodzi każdy napęd elektryczny. Mimo tego, producenci rozwijają napędy na prąd – zarówno te oparte na bateriach, jak i ogniwach wodorowych.

Avatar photo

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Opel Mokka 1.2 Turbo A8

Opel Mokka 1.2 Turbo A8 – test, cena, dane techniczne

Mitsubishi Xforce

Mitsubishi Xforce. Co o nim wiemy?