Historia tego modelu jednoznacznie pokazuje, że przepisy Unii Europejskiej są dalekie od idealnych, podobnie zresztą jak plany na przyszłość.
Mamy na myśli przede wszystkim przemysł motoryzacyjny. Pisaliśmy już wielokrotnie o zagrożeniach, jakie rodzą zaostrzone normy Euro 7 oraz inne pomysły, które rzekomo mają poprawić klimat. Niestety, ten mały Volkswagen jest ich ofiarą.
Kwestia środowiska jest bardzo ważna, ale życia samego w sobie – jeszcze ważniejsza. Nacisk na samochody elektryczne jest tak naprawdę korzystny głównie dla nowych marek z rynku chińskiego, które mają łatwiejszy dostęp do surowca (niezbędnego w produkcji baterii) oraz tanią siłę roboczą.
Trudno, by potentaci ze Starego Kontynentu przy aktualnych obostrzeniach mogli być konkurencyjni cenowo. Niestety, konsekwencje tego mogą być nie tylko gospodarcze, ale też społeczne. Najpierw wzrost cen, później spowolnienie produkcji w Europie, a na koniec zwolnienia. No, ale przynajmniej będzie lepsze powietrze – tutaj, bo w Azji czy Ameryce Południowej już niekoniecznie. Krótko mówiąc, koszty życia będą większe, a planeta i niewiele zyska. Nasz kontynent to tylko jej niewielka część.
Mały Volkswagen kończy swój żywot
Wróćmy jednak do samochodu, który jest głównym bohaterem tego artykułu. To oczywiście Volkswagen up!, który pojawił się na rynku w 2011 roku. Od tego momentu podbijał przeróżne rynki. Cieszył się popularnością również w Polsce.
Niestety, zaostrzone przepisy sprawiają, że tworzenie nowego wcielenia tego modelu nie ma sensu. Mały Volkswagen musiałby kosztować naprawdę dużo, by jego obecność była uzasadniona ekonomicznie. Nikt przecież nie będzie dokładał do biznesu.
>Volkswagen Ogórek Pick-up z przyczepą. Obiekt pożądania każdego hipisa
Przypomnijmy, że niemiecki model oferowano benzynowymi jednostkami o pojemności 1 litra, które generowały od 55 do nawet 115 koni mechanicznych. Ta ostatnia była doładowana i dostępna jedynie w wersji GTI.
I teraz paradoks tej całej wątpliwie sensownej sytuacji. Prosty i tani Volkswagen z małym, ekonomicznym silnikiem nie będzie obecny na rynku, ale 2,5-tonowy SUV z układem plug-in, który ma sens tylko przez pierwsze 50 kilometrów pozostanie w ofercie. Dotyczy to wszystkich marek. Po prostu takie są przepisy. Czy planeta na tym zyska? Pytanie retoryczne.
nie dla chińskich aut! proszę nie reklamować ich ! bo więcej nie będę czytać waszego portalu!
Poprzednik Lynk&Co jet oferowany na europejskim rynku. Jego cena startuje od 35 tys Euro. Biorąc pod uwagę fakt, że nowy model to plug in hybrid to jego cena przekroczy 40 tys Euro w Europie.
to nie czytaj. nikt tęsknić nie będzie
co nie? są lepsze i tańsze.
korzyści lokalne z korzystania z samochodów elektrycznych są oczywiste. ale globalnie także dla Polski niekoniecznie. samochód elektryczny wykorzystuje 20 procent energii z elektrowni, która emituje 10 razy więcej zanieczyszczeń w przeliczeniu na kilowatogodzinę niż diesel. w innym miejscu … fakt… ale dalej w Polsce. ponadto mamy 10 procentowy deficyt pomoędzy zużyciem a produkcją en elektr. ta energia będzie nas kosztować. proszę przeanalizować problem z tego punktu widzenia zamiast się zachwycać reklamami
cała nadzieja w upadku EUrokomunizmu.
👍
UE się sama za ora.
i dobrze