Lewis Hamilton to najbardziej utytułowany kierowca Formuły 1 w stawce i główny pretendent do kolejnego mistrzostwa.
Brytyjczyk był jedynym zawodnikiem, który nie posiadał kontraktu na rok 2021. Powód? Żadna ze stron nie mówiła o tym głośno, ale oczywistym jest, że chodziło o zarobki i wpływy. Duże prawdopodobieństwo, że Hamilton liczył nie tylko na podwyżkę, ale też kilka procent zysków z zarobków zespołu.
To dość nietypowe, ale oczywiście każdy ma prawo do negocjacji, tym bardziej 7-krotny Mistrz Świata. Tak czy inaczej, wszystko trwało bardzo długo – aż do wczoraj. W zeszłym roku w lutym już dawno każdy kierowca miał kontrakt.
Rok na sprawdzenie
Hamilton zdecydował się na podpisanie zaledwie rocznego kontraktu, choć na pewno dostał możliwość pozostanie w zespole na dłuższy okres. Dlaczego z tego nie skorzystał? Być może chodziło o warunki – nie tylko te finansowe. Wiadomo, że wynegocjował tworzenie wraz z zespołem fundacji/organizacji, która ma likwidować podziały i wyrównywać szanse młodym.
Nie jest tajemnicą, że partner zespołowy, Bottas, jest idealnym numerem 2, który nie „podgryza” mistrza. Krótko mówiąc, nie ma na to szans. Z kolei młodzi gniewni, wśród których znajdują się Verstappen, Leclerc i Russell czekają tylko na ofertę. Jeżeli otrzymaliby ją od Mercedesa, to Hamilton mógł chcieć zmienić barwy – aby mieć pewność, że odejdzie jako niepokonany. Właśnie taki gwarant daje mu Bottas. Zdobywając ósmy tytuł i tak podniesie poprzeczkę na nieznany dotąd poziom.
Może więc okazać się, że Lewis pozostanie w stawce jeszcze tylko rok. Pamiętajmy jednak, że takie decyzje bardzo często podejmuje się bez informowania o swoich oczekiwaniach, które mogą się zmieniać na bieżąco. Sam Hamilton mówił, że chce jeszcze pojeździć kilka sezonów. Trudno jednak obstawiać, jakie zespoły miał na myśli…