Niemiecki model miejski przeszedł w zeszłym roku kurację odmładzającą. Jak spisał się w wymagającej próbie?
Volkswagen Polo po aktualizacji zmienił się stylistycznie i zyskał nowe rozwiązania z zakresu bezpieczeństwa i komfortu. Czy w teście łosia wykazał się należytymi umiejętnościami? Biorąc pod uwagę jego charakterystykę, na pewno powinien zaliczyć próbę.
Zacznijmy od tego, że przeprowadzoną ją na egzemplarzu z silnikiem 1.0 TSI (95 koni mechanicznych) uzupełnionym siedmiobiegową przekładnią DSG i napędem na oś przednią. Auto zostało również wyposażone w opony Bridgestone Turanza Eco 195/55 R16.
Volkswagen Polo – test łosia
Warto zaznaczyć, że tak skonfigurowany egzemplarz waży 1204 kilogramy. Poza tym, ma stosunkowo skromne gabaryty 4074 milimetry długości) i nisko umieszczony środek ciężkości. To wszystko sprawia, że przy odpowiednim układzie jezdnym nie powinien mieć najmniejszych problemów, by zaliczyć test łosia.
I rzeczywiście, Volkswagen Polo osiągnął zamierzony cel. Utrzymał się między pachołkami przy 78 km/h, co jest o 1 km/h wyższą wartością, niż ta, która pozwala zaliczyć próbę. Samochód dawał się kontrolować, ale emanował nadsterownością. To jednak częste zjawisko w przypadku tak lekkiego „tyłu” pojazdu.
Niemiecki przedstawiciel segmentu B jest więc bezpieczny. Poza tym, prowadzi się naprawdę przyzwoicie nawet na autostradach. Przy wysokich prędkościach wydaje się „doroślejszym” autem, niż jest w rzeczywistości.
Przypomnijmy, że Polo po liftingu jest dostępne w polskich salonach. Za bazowy egzemplarz trzeba zapłacić 79 790 złotych. Pod maską znajdzie się wtedy 95-konny silnik 1.0 TSI zintegrowany z pięciobiegową przekładnią manualną. Dopłata do DSG to niemal 8 tysięcy złotych.