Szybcy i Wściekli to już kultowa seria, która pewnie nie będzie miała końca. Początkowe części były całkiem fajne i przystępne pod względem fabuły.
Im nowsza, tym jednak bardziej odrealniona. The Rock przestawiający lecącą torpedę, Vin Diesel skaczący nad przepaścią czy próba zatrzymania rozpędzonego samolotu na lotnisku ciągnącym się przez 15 minut sceny… Tak, science fiction z lat 90., tyle że w lepszej rozdzielczości.
A pamiętacie Tokyo Drift? Główny bohater (niezwiązany z innymi częściami) zawitał w Japonii, gdzie musiał zmierzyć się z zupełnie inną kulturą motoryzacyjną. Właśnie ta odsłona Szybkich i Wściekłych przypomniała się nam, jak obejrzeliśmy tę parodię.
Głównymi bohaterami amatorskiej produkcji są bowiem Azjaci. Jak sami podliczyli w opisie pod filmem, koszt nagrania sięgnął niemal 92 dolarów. Najdroższy był helikopter, na który przeznaczono niemal 30% całego budżetu. Prawdziwy film kosztował pewnie więcej, choć coraz częściej można odnieść wrażenie, że wszystko można było zrobić nie wstając sprzed komputera…