w

Wywiad z Mistrzem ? Stanisław Michalski cz. 2

Prezentujemy drugą, ostatnią cześć wywiadu ze Stanisławem Michalskim. W tej odsłonie dowiecie się jak fotograf wypracowywał charakterystyczną dla siebie metodę przenoszenia emulsji światłoczułej, w jakich technikach najchętniej się realizuje oraz jakie są jego plany na przyszłość. Życzymy miłej lektury.

 

Pierwszą cześć wywiadu przeczytasz tutaj.

 

 

Kamil Myszkowski: Na otaczających nas ścianach większość stanowią portrety, czy człowiek jest tematem, do którego Pan najchętniej wraca? Czy w portrecie najlepiej się Panu pracuje?

 

Stanisław Michalski: Tak, najlepiej mi się pracuje w portrecie, ale również w pejzażu czy innej fotografii, nawet reportażowej, jeżeli oczywiście mam chwilę na realizowanie się w niej. Ale nie można powiedzieć, że portret jest dla mnie obszarem, w którym łatwiej się realizuję. Każdy człowiek jest inny i czasami mam potrzebę tego człowieka sfotografować, gdyż na tyle mnie ciekawi. To jest na takiej zasadzie. Oczywiście nie fotografuję wyłącznie dokumentując. Jeżeli widzę kogoś ciekawego, to musze też przeanalizować jak go zaszufladkować, żeby materiał mógł zaistnieć w jakimś cyklu, bądź zestawie. Często spotyka się ludzi ciekawych, tylko nie zawsze ma się odwagę żeby podejść i powiedzieć: ?mam ochotę cię sfotografować?. Rozmowę trzeba rozpocząć inaczej, a później dopiero pomału naprowadzać na to, jaki ma się zamiar.

 

KM: Ale istnieje w takiej sytuacji możliwość bycia źle odebranym. Jakie to budzi zagrożenia?

 

SM: Fotografia przez lata kojarzyła się z czymś nieczystym, jest tak nawet do dnia dzisiejszego. W poprzedniej epoce politycznej fotografia wzbudzała pewną nieufność, ale też podejrzenie. Stawiano pytanie: dlaczego przeznaczać środki na fotografię, z której nie mam żadnych korzyści? Natomiast jeżeli już się to robi, to pewnie aby jakieś korzyści mieć. Wtedy kojarzyło się to tylko z dwoma rzeczami fotografia albo jako szpiegostwo, za co dobrze płacono, albo pornografia, bo i na tym można było zarobić. W fotografii jest wiele takich tematów, które wzbudzają podejrzenie, że człowiek jest jak gdyby zwichrowany. Bo fotografując pejzaże pada pytanie: po co on to robi, kiedy można to na co dzień zobaczyć? Co on jeszcze lepszego może pokazać? Czy w mocniejszych tematach, jak akt, gdzie może być posądzony o bycie erotomanem. W reportażu potocznie się mówiło ? kradnie czyjąś duszę. Czyli ma potrzebę karmienia się czymś, to też jest negatywnie postrzegane. To jest oczywiście krótkowzroczne. Podglądanie, nie wiadomo w jakim celu, było w latach 70-tych na całym świecie źle przyjmowane. Z biegiem czasu pojawiło się prawo do własnego wizerunku i inne rzeczy. Moim zdaniem, jeżeli się rodzimy, to już jesteśmy na tym świecie widoczni i musimy się z tym pogodzić. Będąc częścią przestrzeni miejskich, każdy może nas fotografować bez ograniczeń. Jedynie przeciwskazaniem jest zestawianie zdjęcia z niewłaściwymi tekstami, lub jeżeli się kogoś w bardzo przykrej sytuacji fotografuje. Ten kto obrazuje, musi mieć świadomość wkraczania w inne sfery, powinien mieć pewne zahamowania. Ale o tym mógłbym długo mówić?

 

KM: Przejdźmy w takim razie do kolejnego pytania. Jest Pan twórcą pewnej techniki fotograficznej, jaka jest jej geneza?

 

SM: Ta technika jest moją potrzebą nieakceptowania pewnych zasad, pewnych kanonów, które obowiązują. Przede wszystkim fotografia zawsze kojarzy nam się z płaszczyzną i to nie jest przenoszenie rzeczywistości, gdyż utraciliśmy te sześć wymiarów, na rzecz dwóch. Mamy to w takiej skąpej formie przeniesione na płaszczyznę. Pytanie, czym się możemy tutaj zachwycać? Jedynie tą techniką, tym, że jesteśmy w stanie zapisać czas, który już minął. Ja chciałem, żeby fotografia nabrała troszeczkę innych cech. Żeby to, co utraciliśmy, zastąpić czymś innym – formą. Kwestia przenoszenia emulsji na inne tworzywa pojawiła się, aby fotografia stała się bardziej zauważalna, że jest w inny sposób podana. Dużą rolę w mojej technice odgrywa estetyka. Jednocześnie ciągle walczę o trzeci wymiar. W fotografii jest to bardzo istotne.

 

KM: Jak długo Pan wypracowywał swoją technikę?

 

SM: Trudno mi powiedzieć, bardzo długo. Kwestia przenoszenia emulsji, to zapoznanie się z technologią, oraz budową materiałów pozytywowych (papier fotograficzny). Istotą było to aby poznać jak pracują warstwy papieru ? warstwa zabezpieczająca (żelatyna), później trzy warstwy, lub więcej, emulsji światłoczułej ? oraz ich przyklejenie do podłoża. Potrzebna była mi wiedza chemiczna, na szczęście ją posiadałem, gdyż w okresie kształcenia, do chemii przykładałem dużą wagę. Dzięki temu później mogłem sobie ułatwiać technologicznie zdejmowanie emulsji, wiedząc na przykład jakie odczynniki mają wpływ na to, że można wzmacniać emulsję pod względem przyczepności. W tym właśnie kierunku musiałem poznawać technologię. Wszystko co tylko było możliwe rozkładałem na czynniki pierwsze, żeby to poznać i zapobiec zniszczeniu odbitki zdjęcia. Największą trudnością było dla mnie stworzenie takich klejów, które są w stanie wytrzymać rozciągalność, i które utrzymają przyczepność emulsji do innego podłoża, jak szkło, drewno, ceramika, czy metale. Trochę się nad tym głowiłem, ponieważ każde podłoże ma inną specyfikę. Dzisiaj mamy dość duży wybór jeśli chodzi o kleje, ale absolutnie nie mogą one być syntetyczne. Należy używać wyłącznie tych na bazie organicznych lub neutralnych składników. Obecnie poznaję również trochę inną technologię, czyli wydruk. Oczywiście nie można tu zdjąć emulsji, ale można pracować w innej formie.

 

KM: Chętnie służy Pan innym fotografom swoimi radami i doświadczeniem. Woli Pan indywidualne podejście do każdego, czy raczej prace z grupą?

 

SM: To zależy jaką rolę ma pełnić przekazywanie wiedzy, którą posiadam. Jest to najtrudniejsza sprawa, ponieważ technologia się tak gwałtownie zmienia, a z kolei szkolnictwo, nie tylko w Polsce, prawie stoi w miejscu. Wykładowcy mają zadanie przekazywać wiedzę. Jednak ze względów są ograniczeń programem nie mają oni możliwości przekazywać technologii oraz wszystkich nowości. Dlatego też jeżeli ja przekazuję jakąś wiedzę, to często nie jest ona rozumiana, wręcz przyjmowana z niedowierzaniem. Dlatego pracuję w małych grupach, które powoli przygotowuję do przyswojenia najświeższych wiadomości. Burzenie pewnych zasad nie jest łatwe. Na przykład często poruszana przeze mnie kwestia czułości. Że wyższa nie jest związana tylko z osiąganiem błędów. Dla niektórych nie jest to zrozumiałe, więc trzeba cofnąć się i udowadniać co to są szumy, trzeba je pokazać. Od tego momentu przygotować, żeby ludzie zupełnie inny tok myślenia mieli.

 

KM: Proszę powiedzieć coś o planach na przyszłość, gdzie będzie można zobaczyć Pana prace? Jakieś wystawy?

 

SM: W Polsce trudno jest dzisiaj wystawiać, ponieważ z braku środków każdy by chciał, żeby taka wystawa była tylko wypełniaczem w danej instytucji, w danej galerii. A twórca zdaje sobie sprawę, że robiąc wystawę, przygotowując ją do ekspozycji, robiąc powiększenia, generuje się ogromne koszty. Czasami tych środków nie ma. Jeżeli już są, to wypala się ten temat, ponieważ gdzieś wystawę chcą, ale proponują robić ją bez pewnej oprawy, bez promocji. Dla twórcy promocja sztuki jest bardzo ważna, mam na myśli katalogi, foldery, czy inne materiały. Taka jest właśnie bariera, z którą się borykamy w Polsce. W Europie też zaczynam to widzieć. Dlatego obecnie niechętnie wystawiam, ten okres trzeba przeczekać. Jednak w najbliższym czasie pokażę wystawę tu w Czeladzi. Odbędzie się ona w kwietniu, w Spółdzielczym Domu Kultury ?Odeon?. Zaprezentuję tam wystawę ?Medaliony?, która była eksponowana w Katowicach, w Galerii Związku Polskich Artystów Fotografików. Większość tych ?medalionów? jest robiona właśnie tu, w Czeladzi. Wystawa jest zbiorem różnych elementów, nie tylko z Polski. Estetyka w tej wystawie ma mocny charakter, pokazuje pospolity banał, jakim jest studzienka, ale w taki sposób, że nabiera to charakteru i jednocześnie nadaje estetyki miastu. Duże znaczenia ma tutaj światło, oraz warunki atmosferyczne i mechaniczne. Wszystko ma tutaj znaczenie.

 

KM: Dobrze, w takim razi kończąc zadam Panu trudne pytanie. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że Pana życie obraca się o 180 stopni. Kim chciałby Pan być, gdyby nie był fotografem?

 

SM: Gdybym nie był fotografem, to w innej dziedzinie na pewno też bym czegoś poszukiwał. Trudno przewidzieć jak bym się rozwinął. Myślałem o tym kiedyś. Zapewne poszłoby to w takim kierunku, żebym mógł zrealizować swoje potrzeby. To nie dotyczy tylko działań twórczych, bo tutaj też można w technikę wchodzić. Czyli może mógłbym projektować coś ciekawego. Na pewno ciągle bym się rozwijał. Przez mój upór i niepokorność podejrzewam, że w rezultacie poszło by to w zupełnie innym kierunku. Bo moja twórczość też jest zupełnie inna. Tak powinno być w twórczości, żeby się poddawać swoim doznaniom. Oczywiście do tego trzeba mieć doskonały warsztat. Dużo jest bowiem osób udających, próbujących gdzieś zaistnieć lub nawet zrobić karierę. Ale na siłę nie się tego zrobić, to ma bardzo krótkie nogi, prędzej czy później można się na tym rozwalić całkowicie.

 

KM: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Autor: Kamil Myszkowski

 

Avatar photo

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Jeden komentarz

Dodaj odpowiedź

Jeden ping

  1. Pingback:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Baba za kierownicą ? to brzmi dumnie

Great Wall Steed