Ekologiczne trendy sprawiają, że coraz większa liczba producentów stawia na downsizing. Na szczęście są jeszcze marki, które oferują duże jednostki napędowe. Wśród nich znajdziemy Lexusa, który mimo „związków hybrydowych”, wciąż nie zapomina o konserwatywnych entuzjastach czterech kółek. Świetnym tego przykładem są RC F i potężne V8, które mieszka pod jego maską.
Karoseria
Skromność? Nie tym razem. Japońskie coupe od razu zdradza swój potencjał, co ma związek z muskularnymi błotnikami, nakładkami progowymi, przeprojektowanymi zderzakami i czterema końcówkami układu wydechowego. Egzemplarz biorący udział w teście to 10th Anniversary Edition, który jest uczczeniem dziesięcioletniej historii usportowionych modeli z serii „F”. Produkcja została ograniczona do 350 sztuk, z których zaledwie 25 trafiło do Europy. Wyróżnikami tej edycji są elementy karoserii z włókna węglowego, matowy lakier oraz niebieskie akcenty.
Wnętrze
Ten sam motyw kolorystyczny znajdziemy w kabinie. Materiały, z których wykonano kokpit są bardzo dobrej jakości. Nie można również narzekać na ich spasowanie – pod tym względem jest wzorcowo. Sam projekt ma już swoje lata, ale wciąż wygląda całkiem przyjemnie. Charakterystycznymi elementami są cyfrowo-analogowe wskaźniki, pochylona konsola środkowa i gładzik zintegrowany z ekranem multimedialnym (którego interfejs mógłby być nieco bardziej nowoczesny). Obsługa wszystkich funkcji wymaga chwili przyzwyczajenia, ale da się to okiełznać bez konieczności sięgania do grubej lektury.
Z kolei fotele zasługują na same pochwały. Wyglądają obłędnie i dobrze podpierają ciało na całej długości. Co ciekawe, są przy tym całkiem komfortowe i nie męczą podczas wielogodzinnej jazdy. Dużą rolę odgrywa także zakres regulacji, który umożliwia dobranie właściwej pozycji skrajnie różnym sylwetkom. A jak jest z tyłu? No jasne, że ciasno. Nikt jednak nie oczekuje od coupe przestrzeni niczym z limuzyny. Dwie osoby o skromnych gabarytach powinny jednak się zmieścić, choć o tej samej wygodzie, co z przodu nie ma co marzyć.
W aucie, które stawia praktyczność w ostatnim szeregu trudno oczekiwać dużego bagażnika. I tutaj niespodzianka! Do dyspozycji podróżnych są bowiem 374 litry, których wykorzystanie ułatwia stosunkowo duży otwór załadunkowy. Pełny ekwipunek dwóch osób powinien więc zmieścić się bez problemu. Warto również zwrócić uwagę na poziom wykończenia. Nawet w takim miejscu nie pozwolono sobie na oszczędności.
Technologia
Czas wrócić do najważniejszego wątku. Pod karbonową pokrywą mieszka 5-litrowe, wolnossące V8 potrafiące wykrzesać 477 KM (przy 7100 obr./min.) i 530 Nm (4800-5600 obr./min.). Jego uzupełnienie stanowi 8-biegowa przekładnia automatyczna, która przekazuje moc na tylną oś. Masa własna tego auta przekracza 1800 kg, ale przy takich wartościach i tak możemy mówić o drogowej katapulcie. Prezentowany lexus potrzebuje tylko 4,5 sekundy, by osiągnąć 100 km/h. Bez problemu rozpędza się do 250 km/h i nawet wtedy nie traci wigoru – aż do 270 km/h. Możliwości są więc ogromne. Podkreśla to także apetyt silnika. Średnia z testu wyniosła 12,5 litra, co nie jest porażającym wynikiem, ale warto zaznaczyć, że agresywny styl prowadzenia bez problemu podniesie ten rezultat o kilka kolejnych litrów.
Wrażenia z jazdy
Przy takim zespole napędowym nie ma żartów. Ogromne stado koni, jakie trafia na tylne koła wymaga od kierowcy umiejętności i pokory. Bez problemu można wprowadzić auto w poślizg, ale potrzeba wyczucia, by był on w pełni kontrolowany… Dużym utrudnieniem może być masa własna, choć w odpowiednich rękach da się ją okiełznać i cieszyć się szybką jazdą – oczywiście w przystosowanych do tego miejscach. Układ kierowniczy zasługuje na wysokie noty, bo precyzyjnie „informuje” o tym, co dzieje się z kołami. Nie bez znaczenia jest też wielowahaczowe zawieszenie utrzymujące nadwozie w ryzach podczas gwałtownych zmian toru jazdy.
To jednak nie daje nam odpowiedzi, czy mamy do czynienia z rasowym coupe na długie trasy, czy jednak z autem stricte sportowym…? Myślę, że RC F jest czymś pomiędzy. Na torze można wykorzystać jego potencjał (choć przydałaby się nieco szybciej reagująca skrzynia w trybie manualnym), ale dobrze sprawdzi się też podczas połykania setek kilometrów, co ma związek nie tylko z dużą mocą, ale także poziomem odseparowania podróżnych od świata zewnętrznego (typowa cecha aut tego producenta). Aby w obu przypadkach mieć satysfakcję, nasze aktualne oczekiwania trzeba jedynie zintegrować z odpowiednim ustawieniem pokrętła trybów jazdy.
Na moment wrócę jeszcze do wolnossącego V8. To jedna z ostatnich tego typu jednostek, którą znajdziemy w europejskich gamach modelowych. Jej charakterystyczna kultura pracy imponuje i sprawia, że kiedyś będziemy bardzo tęsknić. Wrażenie robi także samo brzmienie – jest nie do podrobienia i sprawia, że nawet audiofil mojego pokroju chętnie wyłącza multimedia, by posłuchać, jak pracuje ten mocarny silnik. Śpieszmy się kochać…
Okiem przedsiębiorcy
I tu dochodzimy do największych liczb. Lexus to marka premium, dlatego trudno oczekiwać niskich cen. Za bazowego Lexusa RC trzeba zapłacić 241 300 zł. Ma on jednak tyle wspólnego z wersją „F”, że… do niej nawiązuje. Topowy wariant kosztuje co najmniej 468 700 zł. Z kolei limitowana edycja, którą mamy na zdjęciach to wydatek znacznie powyżej połowy miliona. Jej zakup będzie jednak prawdziwą sztuką – trzeba raczej liczyć na rynek wtórny i… szczęście.
Polski oddział firmy oferuje oczywiście różne formy finansowania. Podstawę stanowi leasing z opłatą wstępną od 0% i umową do 60 miesięcy. W przypadku kredytu, wpłata własna startuje także od 0%, ale okres umowy może sięgać 96 miesięcy. Ciekawym rozwiązaniem jest również Fleet Management Solutions, czyli wynajem długoterminowy dla przedsiębiorców. Ogranicza on obowiązki klienta do minimum i znacznie wpływa na wygodę eksploatacji – zarówno jednego auta, jak i całej floty.
Podsumowanie
RC F jest potężnym coupe, które wzbudzi uśmiech każdego fana motoryzacji. Potrafi dać sporo frajdy podczas dynamicznej jazdy, ale radzi sobie także w codziennych warunkach, kiedy oczekujemy normalności. Narowisty kiedy chcesz, spokojny gdy potrzebujesz.
Tekst i zdjęcia: Wojciech Krzemiński