Nie ma wątpliwości, że ten legendarny muscle car jest obiektem pożądania wielu fanów motoryzacji. I trudno się temu dziwić, skoro oferuje piękną sylwetkę, silnik V8, napęd na tył i genialne brzmienie.
Złośliwi twierdzą, że jest tym samym dla amerykańskiej młodzieży, czym BMW E36 dla polskiej. Według nas to nieuczciwe porównanie – nawet jeśli weźmiemy pod uwagę starsze generacje. Niemniej jednak widać pewne podobieństwa w użytkownikach tych maszyn. Ten nieudany popis Mustangiem jest tego kolejnym przykładem.
Coupe Forda to jeden z najtańszych sposobów na zakup mocnego V8 prosto z salonu. To oczywiście sprawia, że stosunkowo duża liczba klientów może sobie pozwolić na taki samochód. Egzemplarze z drugiej ręki są jeszcze tańsze.
Kolejny nieudany popis Mustangiem
Niestety, duża moc na tylnej osi nie wymaga posiadania innych uprawnień. A czasami można dojść do wniosku, że powinna, ponieważ użytkownicy takich pojazdów nierzadko nie radzą sobie z ich ujarzmieniem.
Bardzo duża liczba kierowców przecenia także swoje umiejętności. Jeżeli dorzucimy do tego chęć popisania się przed innymi, to tworzy się przepis na kłopoty. Nie inaczej było tym razem podczas nieoficjalnego zlotu motoryzacyjnego – pod osłoną nocy, rzecz jasna.
Amerykańska młodzież lubi takie klimaty. Widać, że „Szybcy i Wściekli” mają tam swoich fanów. Podczas takich wydarzeń może jednak dojść do wielu niepożądanych sytuacji, czego nieudany popis Mustangiem był potwierdzeniem.
>Łódź. Bolesne spotkanie Mustanga z latarnią. „Nagrywający miał mnóstwo szczęścia” (wideo)
Kierowca chciał popisać się kontrolowanym poślizgiem, ale szybko okazało się, że został pasażerem we własnym samochodzie. Stracił panowanie i po chwili uderzył w krawężnik uszkadzając koło i zawieszenie. Wszystko na oczach setek gapiów.
Auto nie było w stanie jechać, dlatego spotkanie z policją stało się faktem. Kierowca został oczywiście przesłuchany i otrzymał mandat. Wydaje się jednak, że bardziej dotkliwy będzie dla niego wstyd wynikający z niechlubnej popularności. Koledzy raczej nie dadzą mu spokoju. No cóż, to kolejna lekcja pokory, z której warto wyciągnąć wnioski.