Ta decyzja budzi ogromne kontrowersje z wielu powodów. Niemniej jednak wycofanie się z niej będzie bardzo trudne i może nigdy nie nastąpić.
Zakaz sprzedaży aut spalinowych od 2035 roku wydaje się wręcz abstrakcyjnym pomysłem, a szczególnie w aktualnej sytuacji – tuż po pandemii i podczas wojny za wschodnią granicą Unii Europejskiej.
Niemniej jednak plan został zatwierdzony przez władzę wykonawczą, parlament i państwa członkowskie. To część strategii „Fit for 55”, która jest rzekomą walką ze skutkami zmian klimatycznych.
Zakaz sprzedaży aut spalinowych do 2035 roku w UE – co na to planeta?
Nie będziemy tu prowadzić badań, ale postawimy kilka oczywistych tez. Po pierwsze, produkcja aut elektrycznych nie jest ekologiczna – i każdy to wie. W całym cyklu życia (od procesu powstania do końca żywota), samochód na prąd ma również negatywny wpływ na środowisko. Z perspektywy planety jest więc obojętnie, gdzie są zanieczyszczenia – ważne po prostu, że są.
Druga sprawa to ograniczone złoża litu i horrendalne ceny. Sytuacja geopolityczna nie pomaga (wojna na Ukrainie, niepewna sytuacja Tajwanu, potentata w produkcji półprzewodników). Jaki jest więc sens uzależniać się od technologii, która nie jest ekologiczna w skali globalnej?
Trzeci temat to ceny prądu. Korzystanie z komercyjnych ładowarek jest absolutnie nieopłacalne, a nie każdy ma inne możliwości. Widać znaczący wzrost kosztów, który może odbić się na eksploatacji. Pomijamy już to, skąd pochodzi „polski prąd”…
Czwarty wątek to uciążliwa eksploatacja. Konieczne przerwy, długi czas ładowania, ograniczony zasięg. To irytujące, że z tej perspektywy cofamy się w rozwoju.
Piąty wątek to wrażliwość konstrukcyjna i powstające złomowiska aut elektrycznych – temat szczególnie popularny w Skandynawii. Jak Passat otrzyma strzał w próg, to można go „wyklepać”. Auto elektryczne z układem baterii w podłodze może być nieco mnie odporne w takich sytuacjach.
Nietrudno odnieść wrażenie, że zmierzamy do czasów, w których własny samochód będzie traktowany jako dobro luksusowe. Nie wszyscy czekają na „erę wynajmu”…
A dlaczego nikt nie rozwija technologii wodorowej? To przecież też „elektryk”. Koszty są duże, ale przecież chodzi o ratowanie planety! A w tym przypadku chętnych za wielu nie ma… A LPG? Też jest bardziej ekologiczne niż olej napędowy i benzyna, a na tym polu nie widać rozwoju.
No cóż, w branży motoryzacyjnej jest źle, a może być gorzej. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i wierzyć, że ktoś wymyśli coś mądrzejszego i jakimś cudem zdoła to przeforsować. Inwestycje, które poczynili producenci w technologię na baterie litowo-jonowe są jednak tak duże, że „ekologiczne lobby” może na to nie pozwolić.