Pomysły domorosłych tunerów bywają karkołomne i niestety często ewoluują w coś, co trudno nazwać atrakcyjnym pojazdem. W tym przypadku nie jest inaczej.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, jaki samochód posłużył za bazę. Można jednak poznać, że miał zamienić się w Bugatti, co zdradza malowanie i grill. Autor miał duże ambicje i nie poszedł na łatwiznę – za cel postawił sobie wersję Convertible (kabriolet).
Jego hatchback „zyskał” dłuższy zwis zakończony aerodynamicznym zderzakiem. Tylną część karoserii trudno opisać – trzeba ją po prostu zobaczyć. Najbardziej imponująco prezentują się świetnie wkomponowane lampy. Podejrzewam, że mogą one generować docisk przy wyższych prędkościach. Nie mogło oczywiście zabraknąć narzuty imitującej materiałowy dach.
Twórca tego dzieła pewnie nie spodziewał się, że zamiast Bugatti wyjdzie mu prawdziwy unikat – nigdy nie powstało nic podobnego…