Japończycy stworzyli wiele sportowych maszyn, ale ten model wydaje się najdoskonalszym z nich. Stanowi dziś gratkę dla zamożnych kolekcjonerów.
Lexus LFA, bo o nim mowa, został zaprezentowany w 2010 roku, a kilka miesięcy później trafił do oficjalnej produkcji, która potrwała zaledwie dwa lata. Czyżby nie odniósł sukcesu? Nic bardziej mylnego. Miał być pojazdem limitowanym i takim pozostał.
Łącznie wyprodukowano 436 egzemplarzy. Za design odpowiada Kengo Matsumoto, czyli szef projektów stylistycznych japońskiej marki. To dwudrzwiowe coupe skrywa genialny silnik benzynowy V10 o pojemności 4,8 litra. Potrafił on generować 560 koni mechanicznych. Cały potencjał trafia na oś tylną za pośrednictwem sześciobiegowej skrzyni automatycznej Aisin.
Osiągi do dziś robią wrażenie. Sprint do setki trwa 3,6 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 326 km/h. Oprócz genialnego przyspieszenia można liczyć na bardzo wysoką jakość prowadzenia. Zapewnia ją dopracowany układ jezdny uzupełniony bardzo dobrym rozłożeniem masy (49,8/50,2).
Prezentowana sztuka ma za sobą 11 909 kilometrów po amerykańskich drogach. W maju ubiegłego roku była na regularnym przeglądzie, który zaowocował wymianą oleju oraz świecy zapłonowej.
Pierwotny właściciel jeździł nim po Teksasie. Aktualny posiadacz odkupił go w 2018 roku i przetransportował do Ohio. Traktował samochód jako lokatę kapitału, o czym świadczy przejechanie zaledwie 644 kilometrów.
Warto podkreślić, że to egzemplarz numer 75, który jest jednym z 22 polakierowanych na czerwono i sprzedanych w Ameryce. Do tego dochodzi czerwone wnętrze z czarnymi uzupełnieniami Mamy więc do czynienia z unikatem unikatu.
Samochód zostanie sprzedany przed dom aukcyjny RM Sotheby’s. Specjaliści twierdzą, że zmieni właściciela za około 800 tysięcy dolarów.