Bawarska limuzyna w stosunkowo oszczędnej konfiguracji silnikowej trafiła na warsztat znanej firmy zajmującej się kompleksowymi modyfikacjami.
BMW 740d xDrive, bo właśnie o nim mowa, już w seryjnej specyfikacji nie pozostawia wiele do życzenia. Trzylitrowy diesel generuje 315 koni mechanicznych oraz 680 niutonometrów. I tyle wystarczy, by sprawnie „odpychać” dwutonowego sedana. Manhart postanowił podkręcić możliwości tej wersji.
I tak powstało MH7 400d. Pod tą lakoniczną nazwą kryje się wzmocniony egzemplarz wspomnianego wyżej modelu. Zmiany stylistyczne ograniczają się do oklein, 22-calowych felg Venturi, nietypowej wariacji kolorystycznej oraz oznaczeń. I więcej nie było trzeba, bo samochód i tak się wyróźnia.
BMW 740d xDrive Manhart
Kluczowe były oczywiście modyfikacje wpływające na potencjał jednostki napędowej. Manhart nie inwestował w szereg zmian. Kluczem była zmiana mapy silnika i „grzebanie” w elektronice. Zaowocowało to wzrostem do 400 koni mechanicznych i 790 niutonometrów.
To niemal tyle samo, co oferuje wariant 750d, czyli ten flagowy. Różnice są bardzo skromne, dlatego tak naprawdę to propozycja dla tych, którzy nie znaleźli „50-tki”, a chcieli ją mieć za wszelką cenę.
Przypomnijmy, że przenoszeniem mocy na obie osie zajmuje się tu ośmiobiegowa przekładnia automatyczna. W tym przypadku, sprint do setki zajmuje mniej, niż 5 sekund, a prędkość maksymalna została elektronicznie ograniczona do 250 km/h.
Wygląda rasowo, zawsze to Manhart, ale chyba wolałbym Alpinę.