Takie zdarzenia należą do rzadkości, szczególnie w F1. Specjaliści uważają jednak, że można było spodziewać się podobnych problemów, choć nieco innego rozwiązania.
Grand Prix Australii zbliża się wielkimi krokami. Wyścig przyciągnie tłumy, bo w stawce jest aż dwóch obywateli tego kraju: Daniel Ricciardo i Oscar Piastri. Bohaterem najnowszych nagłówków jest jednak Alex Albon.
Dlaczego? Kierowca Willamsa zaliczył potężne zderzenie z barierami podczas pierwszego z treningów. Taj przyznał, że pojechał za szeroko, co poskutkowało utratą panowania nad bolidem. Uszkodzenia jego maszyny okazały się na tyle poważne, że wymagają użycia nowego podwozia.
I tu pojawiają się problemy. Okazało się, że Williams jest tak bardzo „do tyłu”, że nie ma w zapasie kluczowego podzespoły konstrukcyjnego. To też oznacza, że nie ma szans, by pojawić się na starcie zbliżającego się wyścigu.
Albon w bolidzie Sargeanta
Zespół musiał więc podjąć decyzję. W Ferrari czy Mercedesie raczej nie byłoby na ten temat dyskusji. Mówiąc wprost, nie pojechałby ten, który zniszczył swój samochód. Sytuacja ekipy z końca stawki jest jednak nieco inna.
Albon deklasuje Sargeanta praktycznie w każdym wyścigu. To różnica kilku poziomów, co widać również po wynikach kwalifikacji. Amerykanin niemal zawsze zamyka stawkę, a jego partner z zespołu potrafi wykorzystywać okazję i punktować – wtedy tylko, gdy się da.
Williams postanowił zabrać bolid słabszemu kierowcy i dać go lepszemu. Teoretycznie, wydaje się to rozsądne, choć perspektywa Sargeanta jest na pewno inna. To cios dla każdego kierowcy, który ma ambicje – nawet jeśli jest słabszy od swojego kolegi. Trudno mówić o większym problemie wizerunkowym w takim przypadku.
Czy to okaże się opłacalne dla Albona? No cóż, tutaj także występuje duże ryzyko. Jeżeli zdobędzie punkty lub zbliży się do pierwszej dziesiątki dzięki solidnej jeździe, to raczej uda się usprawiedliwić działania brytyjskiego zespołu.
>Słynny kierowca F1 odzyskał skradzione Ferrari. Czekał na to niemal 28 lat
Nikomu tego nie życzymy, ale prawdopodobne są również kłopoty Alexa. Niewiele trzeba, by ponownie stracić panowanie nad bolidem, tym bardziej że maszyna Sargeanta nie jest taka sama, jak ta Albona (nie ma dwóch identycznych konstrukcji). I nie chodzi jedynie o ustawienia. Różnice mogą stanowić nawet poziomy zużycia konkretnych podzespołów.
Jeśli Albon rozbiłby auto kolegi z zespołu, to byłaby to maksymalna „wtopa”. Liczymy jednak, że uda się tego uniknąć. Jeżeli los okaże się okrutny, to może okazać się, że Williams nie zdąży przygotować się na kolejne Grand Prix.