Niektórzy posiadacze sportowych samochodów ulegają pokusom i na drogach publicznych wciskają gaz znacznie głębiej, niż powinni. Taki przejaw brawury bywa zarówno niebezpieczny, jak i kosztowny.
Gdy pojawi się drugi kierowca w drogiej, mocnej maszynie, to nietrudno o prowokowanie „pojedynku”. Brzmi to jak rywalizacja o poczucie wyższej wartości i tak też jest w rzeczy samej. Główni bohaterowie tej historii ścigali się swoimi Ferrari po wąskiej ulicy.
Wokół niej znajdują się liczne zabudowania mieszkalne. Jak można się domyślać, dozwolona prędkość w tamtym miejscu nie odbiega od szeroko przyjętych standardów. Dwóch śmiałków postanowiło jednak zaryzykować, by połechtać własne ego. Szybko okazało się, że to był błąd.
Ścigali się swoimi Ferrari – aż do wylądowania
Wyścig drogowy w pewnym momencie zamienił się na starcie w powietrzu. Oczywistym jest, że żaden z tych samochodów nie posiadał skrzydeł, ale kierowcy i tak na moment zostali pilotami jednostek latających.
Niewykluczone, że nie znali dobrze ulicy i nie spodziewali się na niej zakrętu. Nie było szans, by którykolwiek wyhamował przed skarpą. Oba samochody uderzyły w przeszkodę, a następnie udały się w krótki lot.
Lądowanie odbyło się na ogrodzeniu prywatnej posesji. Niewiele brakowało i obaj kierowcy, którzy ścigali się swoimi Ferrari wjechaliby do prywatnego basenu. Dobrze, że nikogo nie było w pobliżu, bo mogłoby dojść do tragedii.
Wszystko zostało nagrane dzięki kamerze monitoringu, która jest przytwierdzona do ściany budynku. Skierowano ją na drogę, co wydaje się logicznym posunięciem. Budowanie domu przy zakręcie zawsze stanowi ryzyko. Nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś kierowca nie zrobi głupoty w takim miejscu.
Warto w tym miejscu dodać, że nie byli to małolaci. Mężczyźni mieli 50 i 54 lata. Z tego, co udało się ustalić, pochodzą z Belgii i Holandii. Jeden z nich jechał w Ferrari F12 Berlinetta, a drugi w Ferrari 296 GTB Assetto Fiorano. Jeden z samochodów doszczętnie spłonął. Jesteśmy ciekawi, jak do tego podejdą ubezpieczyciele.