Niemiecki hatchback z lat 90. nie jest już częstym bywalcem polskich dróg. Niewiele egzemplarzy przetrwało tak znaczącą próbę czasu.

Niektóre sztuki które zdołały się zachować mają za sobą tuningową historię. Wiemy, jak to było pod koniec ubiegłego wieku. Dziś większość projektów wzbudza współczucie i zażenowanie, ale istnieją też perełki. Ten Opel Corsa zjada Ferrari na śniadanie, co dla wielu może być sporym zaskoczeniem.

Najmocniejsza seryjna odmiana tego modelu nosiła nazwę GSi i oferowała 107 koni mechanicznych. Wtedy było to naprawdę sporo, tym bardziej że masa własna nie przekraczała tony.

Prezentowany Opel Corsa ma natomiast dwa dwulitrowe silniki benzynowe – jeden z przodu, a drugi z tyłu. Jak można się domyślać, uzupełniono je doładowaniem. Samochód waży teraz mniej więcej 1250 kilogramów, ale to i tak skromna wartość, biorąc pod uwagę potencjał, jaki skrywa. Ten biały sleeper oferuje aż 1200 koni mechanicznych i 1300 niutonometrów. Absurd.

Aktualny posiadacz i jednocześnie autor projektu, Adam, kupił Corsę dziesięć lat temu za skromne 300 funtów. Postanowił jednak zainwestować kolejne 50 000 funtów, by miejski Opel rozstawiał po kątach supersamochody. Co ciekawe, zastosowano w nim manualną skrzynię biegów – oczywiście solidnie wzmocnioną.

Samochód został uzupełniony klatką bezpieczeństwa, co nie dziwi. Największym problemem jest złapanie przyczepności. Z pełnego potencjału można korzystać dopiero po wyraźnym rozpędzeniu auta. Gdy uda się już przenieść moc na asfalt, to Ferrari 488 Pista zostaje w tyle. Za Corsą…

Włoski model lepiej hamował i tak też skręcał, ale nie ma w sobie za grosz skromności. Ten Opel może natomiast zaskoczyć każdego mistrza prostej..