SsangYong wprowadził na rynek nowe auto. Tivoli to pierwszy samodzielnie opracowany model koreańskiej firmy, który powstał po przejęciu przez hinduski koncern Mahindra & Mahindra. Auto ma bardzo ciężkie zadanie. O nasze kieszenie będzie konkurować z takimi autami jak m.in. Nissan Juke, Opel Mokka, Renault Captur czy Peugeot 2008.
Czym do zakupu zechce nas przekonać marka, która zasłynęła z dość kontrowersyjnych konstrukcji? Przede wszystkim, normalnością. Tivoli nie będzie fajerwerkiem typu Rodius. To całkiem zwyczajny SUV, czy może raczej crossover o typowej budowie i ciekawej linii nadwozia. W tym przypadku ciekawej, nie oznacza udziwnionej. Tak, Tivoli jest ładny. Dwie bryły nadwozia, proste linie i kilka smaczków stylistycznych. Przede wszystkim przód, który kojarzy mi się nieco z Discovery Sport czy Evoque. Linia boczna to proste kształty i głębokie przetłoczenie tylnego nadkola, które z kolei kojarzy mi się z Jeepem Compasem. Tył to natomiast autorskie dzieło stylistów z SsangYonga. Powiem wprost, w kwestii exterieru, nie mam się do czego przyczepić. Ba, Tivoli naprawdę mi się podoba!
W pierwszym okresie SsangYong Tivoli będzie dostępny jedynie z przednim napędem, ale producent zapowiada także wersję 4×4. Do napędu przewidziano silniki benzynowe i wysokoprężne o pojemności skokowej 1,6 litra. Nowy czterocylindrowy silnik benzyniak o mocy 128 KM (od 6000 obrotów) i maksymalnym momencie obrotowym 160 Nm. (od 4500 obrotów) i 115-konny (od 3400 obrotów) i maksymalnym momencie 300 Nm. (od 1500 do 2500 obrotów) będą współpracować standardowo z sześciobiegową przekładnią manualną DYMOS (od Hyundaia) lub sześciostopniowym automatem AISIN znanym z? Mini. Auto, standardowo dysponuje napędem na os przednia.
Ponieważ Tivoli to crossover, i do tego (w niedalekiej przyszłości) opcjonalnie dostępny z napędem 4WD, ważne są takie dane jak kąty rampowy, natarcia czy zejścia. I tu Tivoli nie ma się czego wstydzić. Przy prześwicie 167 mm kont rampowy wynosi 17 stopni, natarcia 20,5 a zejścia ? 28. Krótko mówiąc, bocznych dróg czy lekkiego terenu, Koreańczyk z hinduskimi koneksjami na pewno się nie przestraszy.
Przekonać do zakupu powinno także bogate wyposażenie. Obejmuje ono m.in.: elektroniczne wspomaganie układu kierowniczego z trzema trybami sterowania (Normal, Comfort i Sport), system multimedialny z 7-calowym ekranem dotykowym, automatyczną klimatyzację, system bezkluczykowy, czujniki parkowania, 7 poduszek powietrznych, system monitorowania ciśnienia w oponach, ESP. W opcji będzie można również zamówić: szyberdach, tempomat, sensor deszczu, 6-kolorowe podświetlanie zegarów, automatyczną aktywację reflektorów. Duży plus należy się fotelom, za które SsangYong otrzymał specjalne wyróżnienie. I, przyznaje po raz kolejny, nie na wyrost.
A jak Tivoli jeździ? Tym razem 90-kilometrową trasę ułożyłem sam. Były szutry, wiślany piach, droga z betonowych płyt oraz asfalt. I? jestem mile zaskoczony. Zawieszenie sprawdziło się doskonale. Także elastyczność jednostki napędowej (128-konna benzyna) bez zarzutu. Skrzynia manualna działa precyzyjnie i dzielnie wspomaga pracę jednostki napędowej. Wysokie nadwozie nie jest zbyt czułe na podmuchy bocznego wiatru. Także w ostrzejszych łukach auto spisuje się nadspodziewanie dobrze. Jedyny problem to? marka.
W Polsce SsangYong postrzegany jest jako producent nieco egzotyczny. Kupujący auto z Feniksem na grillu, mogą przerazić się ewentualną niską wartością rezydualną auta. Choć to akurat wcale nie jest przesądzone. SsangYong buduje auta o lepiej niż niezłej mechanice, a elektronikę kupuje od najlepszych. Przez wiele lat zresztą był swoistym ambasadorem Mercedesa w Korei. A to akurat niezłe koneksje?
I na koniec, to o czym dżentelmeni nie mówią. Ceny nowego SsangYonga w zależności od wersji (w ofercie są cztery: Crystal Base, Crystal, Quarto, Sapphire) wynoszą kolejno 59 900, 61 400, 68 900 i 80 900 zł.
Tekst i zdjęcia: Artur Balwisz