To zdarzenie pokazało, że katastrofa ekologiczna ma różne wymiary i aktualnie wprowadzane rozwiązania nie muszą być korzystne dla środowiska. Zacznijmy jednak od początku.
Pożar statku Felicity Ace zatrząsnął żeglugą morską i sprowokował dyskusję na temat bezpieczeństwa w transporcie. Głównym tematem stały się samochody elektryczne jako jeden z kluczowych towarów zwiększających ryzyko.
Zapłon akumulatorowych układów napędowych może być jedną z przyczyn tragedii, nawet jeśli to nie on sprowokował pożar. Jeżeli ogień pojawił się pierwotnie w zupełnie innym miejscu, to gdy dotrze do auta na prąd i tak zrobi się jeszcze bardziej niebezpiecznie ze względu na skomplikowany, czasochłonny proces gaszenia.
Co do zasady, wszyscy są zgodni. Zapłon samochodów wykorzystujących akumulatory trakcyjne jest zbrodnią dla planety. Choćby taki pojazd został przywrócony do eksploatacji i później nie emitował szkodliwych substancji przez milion kilometrów, to podczas pożaru zdąży zanieczyścić powietrze w takim stopniu, że nie ma mowy o korzystnym „zwrocie”.
Pożar statku Felicity Ace
Dwa lata temu doszło do takiego zdarzenia na masową skalę. Pożar statku Felicity Ace miał miejsce na Atlantyku. Kontenerowiec przewoził aż 3900 samochodów grupy Volkswagena. Według operatora statku, wszystko zaczęło się od samozapłonu akumulatora jednego z egzemplarzy Porsche.
Niemiecki koncern ma z tego powodu kłopoty. Pierwszy pozew został złożony w Stuttgarcie. Wśród powodów są Mitsui OSK Line i Alianz, czyli operator i jeden z ubezpieczycieli. W obu przypadkach wydaje się to w pełni oczywiste zagranie. Drugi pozew złożono w Brunszwiku.
Aktualnie trwają rozmowy mediacyjne między stronami, co oznacza, że jest chęć, by znaleźć wspólne rozwiązanie w tej trudnej sytuacji. Zagraniczne media donoszą, że brak osiągnięcia ugody doprowadzi do wznowienia procedur sądowych.
Wśród argumentów wskazanych przez powodów widnieje nie tylko pożar akumulatorowego napędu Porsche, ale też brak informacji ze strony Volkswagena o potencjalnym niebezpieczeństwie i konieczności zastosowania dodatkowych środków ostrożności.
>Kolejny pożar Tesli wywołał dyskusje o bezpieczeństwie aut na prąd
Według wstępnych szacunków, pożar statku Felicity Ace kosztował niemiecki koncern mniej więcej 155 milionów dolarów. Klienci, których zamówione auta znajdowały się na pokładzie, otrzymali nowe egzemplarze. Wśród nich było 15 sztuk Lamborghini Aventador Ultimae.
Na statku znajdowały się także inne samochody, które były sprowadzane niezależnie. Niektóre z nich były cenne, czego przykładem jest Land Rover Santana z 1977 roku. Pozostaje wierzyć, że poszkodowani otrzymają odpowiednie rekompensaty.