Artyści lubujący się w hip hopie bardzo często w swoich tekstach poruszają wątki motoryzacyjne. Jak można się domyślać, ma to zazwyczaj pozytywny wydźwięk.
W tym przypadku było zupełnie inaczej. Polski raper nagrał diss na swoje auto. Jakkolwiek to brzmi, historia wydarzyła się naprawdę – i miała swój punkt kulminacyjny dzisiaj. Jej głównym bohaterem jest KęKę, czyli Piotr Dominik Siara pochodzący z Radomia.
Twórczość 39-latka doceniana jest przez ludzi w różnym wieku. Zazwyczaj rapuje o swoim życiu, co wpisuje się w klasykę gatunku. Kękę uchodzi za szczerego i skromnego gościa, co zresztą odzwierciedla jego styl życia. Może właśnie to, okraszone odpowiednią jakością przekazu, przekonuje do niego tysiące słuchaczy.
Polski raper nagrał diss na swoje auto
Siara poruszał w mediach temat swojego samochodu. Jego koreański SUV zawiódł go wiele razy, co owocowało niemałą frustracją. Z tego, co można było wywnioskować, raper nie dogadywał się również z przedstawicielami marki.
W końcu wylał swój gniew na papier, choć zrobił to w sposób bezpieczny i inteligentny – aby uniknąć potencjalnego pozwu za obrazę. Jakoś trudno sobie wyobrazić, że ktoś może znaleźć paragraf na ten materiał. W razie czego klip zaczyna się informacją:
„Historia ukazana w tym utworze audiowizualnym jest fikcyjna. Wszelkie podobieństwa do osób bądź podmiotów są całkowicie przypadkowe”
Jak to mówi młodzież, „przekaz dla kumatych”. Każdy doskonale wie, o co w tym wszystkim chodzi. KęKę wykorzystał słowo „kija”, co raczej nie było przypadkowe. Zaraz po pierwszej wypowiedzi dorzucono kolejne wymowne zdanie:
„Do tego utworu miał powstać wysokobudżetowy teledysk, ale w drodze po ekipę filmową, zepsuł mi się samochód”.
Cały tekst został opublikowany pod teledyskiem, żeby nikt nie miał wątpliwości, że chodzi o… kija. Polski raper na pewno zdawał sobie sprawę, jaki wydźwięk będzie miał ten utwór. Może on wpłynąć na wizerunek koreańskiej marki, choć pamiętajmy, że każdemu producentowi zdarzają się „wpadki”.
W takich sytuacjach kluczowe jest jednak dogadanie się z klientem, co w tym przypadku raczej nie nastąpiło. Bardzo często wiele zależy od personelu, inicjatywy i chęci rozwiązania sprawy ze strony dealera. Niekiedy lepiej ponieść koszty finansowe, niż wizerunkowe, które odbiją się znacznie większymi stratami materialnymi.